- Bardzo chciałbym zobaczyć kolejne zwycięstwo Polaków, jednak uważam, że będzie o nie niezwykle trudno. Z Czechami wygraliśmy, ale trzeba pamiętać, że ten mecz odbył się na Stadionie Śląskim, który jest dla nas magiczny. W Bratysławie tej magii zabraknie, a boisko będzie atutem Słowaków. Nie będzie też tak licznej i żywiołowo reagującej polskiej widowni. Te czynniki mogą mieć spory wpływ na rezultat meczu - powiedział serwisowi SportoweFakty.pl Jan Tomaszewski.
Na potwierdzenie swojej tezy były reprezentant Polski przytoczył kwalifikacje mistrzostw Europy 1976. - Wówczas również pomogła nam magia Stadionu Śląskiego, na którym pokonaliśmy Holandię aż 4:1. Później jednak przyszedł mecz rewanżowy w Rotterdamie i przegraliśmy 0:3. Na finały ostatecznie nie pojechaliśmy. To pokazuje, jak ważny jest atut własnego stadionu - dodał Tomaszewski, który nie wierzy, że zwycięstwo z Czechami natchnie Polaków do lepszych wyników w pozostałych spotkaniach eliminacji mistrzostw świata. - Nie liczyłbym raczej na powtórkę z kwalifikacji EURO 2008, gdy po zwycięstwie z Portugalią pojechaliśmy do Belgii i wygraliśmy 1:0. Nasi rywale byli wtedy rozbici i w tym okresie grali słabo. Ze Słowacją będzie zupełnie inaczej.
Tomaszewski wysoko ocenia środowych przeciwników Polaków. - To jest poukładana drużyna, w której panuje stabilizacja. W przypadku Słowaków dojdzie też ważny czynnik motywacyjny. Oni dobrze wiedzą, że jeśli nas pokonają, to zostaną liderem grupy. Zespół Vladimira Weissa jest na zupełnie innym etapie niż Czechy. Nasi sobotni rywale przechodzą obecnie przebudowę. Kilku zawodników jest kontuzjowanych, w kadrze nie ma też Jana Kollera, na którym przez lata opierała się gra ofensywna Czechów. Teraz muszą oni szukać innych rozwiązań i, by wszystko zaczęło odpowiednio funkcjonować, potrzeba im czasu. Słowacja natomiast takich kłopotów nie ma i dlatego uważam, że postawi nam poprzeczkę bardzo wysoko. Każdy oczywiście chciałby zwycięstwa, ale sądzę, że jeśli z Bratysławy uda nam się przywieźć remis, też powinniśmy być zadowoleni - zakończył Tomaszewski.