Analiza SportoweFakty.pl - Pa, Pa RPA

W ubiegłą środę, reprezentacja Polski w kiepskim stylu pożegnała się z eliminacjami do Mistrzostw Świata w RPA. Polacy przegrali na Stadionie Śląskim ze Słowacją 0:1, po samobójczym trafieniu Seweryna Gancarczyka. Postanowiliśmy przeanalizować drogę upadku biało-czerwonych, od Wrocławia aż po Chorzów. Upadku, bowiem po ostatniej serii spotkań w grupie eliminacyjnej, Polacy obsunęli się aż o dwadzieścia miejsc w najnowszym rankingu FIFA. 56. miejsce, jakie obecnie zajmuje Polska, to jedna z najgorszych pozycji kadry narodowej w historii notowań światowej federacji. Jest to oczywiście efekt "działań" Polaków na przestrzeni ostatnich miesięcy.

W tym artykule dowiesz się o:

Krajobraz przed bitwą

Reprezentację Polski w eliminacjach poprowadziło dwóch szkoleniowców. W ośmiu spotkaniach selekcjonerem biało-czerwonych był Holender Leo Beenhakker, natomiast eliminacje dokończył tymczasowy opiekun kadry, Stefan Majewski. Po losowaniu grup eliminacyjnych, euforia nad Wisłą była spora. Tak słabej grupy, Polacy nie mieli od niepamiętnych czasów. Rywalami biało-czerwonych były zespoły Słowacji, Słowenii, Irlandii Północnej oraz San Marino, a także uznawany za jedynego godnego przeciwnika w grupie, zespół Czech. Polacy przystępowali do eliminacji w nienajlepszych nastrojach. W czerwcu kiepsko wypadli na boiskach Austrii podczas Mistrzostw Europy, gdzie wywalczyli w trzech meczach zaledwie punkt. W sierpniu, Polacy zmierzyli się we Lwowie z Ukrainą i przegrali w kiepskim stylu 0:1. Dodatkowo, wybuchła tzw. "afera lwowska", gdy okazało się, że niektórzy zawodnicy urządzili sobie libację na zgrupowaniu kadry. W tak minorowych nastrojach, Polska przystępowała do pierwszego meczu, w którym rywalem była Słowenia. Jak się później okazało, uzyskany wynik, to i tak były miłe złego początki.

06.09.2008 - Wrocław - Polska - Słowenia 1:1

Polska przystępowała do meczu ze Słowenią znacznie osłabiona. Nie tylko brakiem kilku kontuzjowanych piłkarzy, lecz także "bohaterów" wspomnianej hulanki we Lwowie, wyrzuconych z kadry przez Leo Beenhakkera. Atmosfera w kadrze była fatalna. Media domagały się od selekcjonera powołań dla kilku piłkarzy, których holenderski szkoleniowiec zdawał się nie zauważać. To zresztą nie był jedyny problem. Długo nie było wiadomo, na jakim stadionie Polska podejmie Słowenię. Ostatecznie podopieczni Beenhakkera zagrali przy Oporowskiej we Wrocławiu. W upalne popołudnie, Polacy zaledwie zremisowali ze Słowenią 1:1. Bramkę dla Polski uzyskał strzałem z rzutu karnego Michał Żewłakow.

10.09.2008 - Serravalle - San Marino - Polska 0:2

Co by było, gdyby Łukasz Fabiański nie obronił w 4. minucie spotkania rzutu karnego, wykonywanego przez Andy'ego Selvę? Można zadawać sobie pytanie, czy reprezentacja Polski zaliczyłaby wówczas największy blamaż w swej historii, jednak faktem jest, że forma Polaków była daleka od ideału. Wymęczone zwycięstwo 2:0 nad outsiderami grupy, nie stawiało Polaków w dobrym świetle. Pocieszeniem, być może marnym, mogło dla kibiców być jedynie to, że dwa lata wcześniej Polacy jeszcze gorzej rozpoczęli eliminacje a mimo to awansowali na turniej w Austrii i Szwajcarii. Wówczas pozytywnym bodźcem był wygrany 2:1 mecz z Portugalią w Chorzowie.

11.10.2008 - Chorzów - Polska - Czechy 2:1

Tym razem na Stadion Śląski znów przyjechali faworyci grupy. Polska ponownie zagrała niczym całkowicie odmieniona i po bardzo dobrym spotkaniu, odniosła zwycięstwo 2:1. Pierwszą bramkę dla Polski zdobył Paweł Brożek, do którego ostatecznie przekonał się Beenhakker. Drugi gol dla Polski, był autorstwa bohatera spotkania, Jakuba Błaszczykowskiego. Podobnie jak z Portugalią, Polacy nie ustrzegli się błędu w końcówce i Czesi zdobyli bramkę kontaktową. Ostatecznie udało się utrzymać korzystny rezultat. W serca kibiców ponownie została wlana nadzieja, że eliminacje będą miały podobny przebieg jak te do EURO 2008. Formę należało potwierdzić kilka dni później w Bratysławie. Niestety, okazało się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni...

15.10.2008 - Bratysława - Słowacja - Polska 2:1

Na Tehelnym Polu mecz rozpoczął się od "popisów" kibiców. Przyćmiły one wydarzenia na boisku. Zresztą na murawie stadionu długo działo się niewiele. Polacy jednak grali swoje i w 70. minucie po jedynej składnej akcji w tym meczu, Euzebiusz Smolarek wyprowadził biało-czerwonych na prowadzenie. Wydawało się, że zespół Beenhakkera spokojnie dowiezie prowadzenie do końca spotkania. Tego, co wydarzyło się na kilka minut przed końcem meczu, nie da się logicznie wytłumaczyć. Stanislav Sestak strzelił w ciągu dwóch minut dwie bramki a Polacy przegrali, wygrany wydawałoby się, mecz. Zima, która miała być jedynie wyczekiwaniem na kolejne mecze w drodze po awans, niespodziewanie okazała się być smutnym okresem niepewności przed kolejnym występem.

28.03.2009 - Belfast - Irlandia Płn. - Polska 3:2

Po niemal półrocznej przerwie, Polacy jechali do Belfastu z bojowym nastawieniem. Media już na kilka dni przed spotkaniem, odpowiednio podgrzewały atmosferę. Podgrzewały ją także incydenty z udziałem irlandzkich kibiców. Najwięcej emocji wzbudzał bramkarz reprezentacji Polski Artur Boruc. "The Holy Goalie", na co dzień bramkarz Celticu Glasgow, któremu kibicują szkoccy i irlandzcy katolicy, działał jak płachta na byka na protestanckich fanów Ulsteru, jednocześnie fanów Glasgow Rangers. Na Windsor Park niestety, Boruc i spółka dali niebywały pokaz żenady i polegli 2:3. Czarę goryczy przelała samobójcza bramka Michała Żewłakowa. Boruc nie zdołał wybić piłki, którą podawał kapitan reprezentacji, a ta wpadła do siatki, ku uciesze zgromadzonych na trybunach, wyraźnie wrogo nastawionych kibiców. Polacy tym wynikiem bardzo skomplikowali sobie swoją sytuację w grupie. Niektórzy nawet, już wtedy wyrokowali, że Polska przegrała awans na mundial.

01.04.2009 - Kielce - Polska - San Marino 10:0

Po kompromitacji w Belfaście, Polacy w odmienionym składzie, zdemolowali amatorów z San Marino. W Kielcach biało-czerwoni wygrali 10:0, odnosząc jednocześnie najwyższe zwycięstwo w historii reprezentacji Polski. Poprzedni rekord, to 9:0 z Norwegią z 1963 roku. Mimo zdobycia trzech punktów, które w takim meczu są obowiązkiem, nie zaś sukcesem, nikt nie łudził się, że Polakom będzie łatwiej uzyskać awans na Mistrzostwa Świata. Już jesienią, podopiecznych Beenhakkera czekały mecze ze wszystkimi najgroźniejszymi rywalami w grupie.

05.09.2009 - Chorzów - Polska - Irlandia Płn. 1:1

Na początek serii jesiennych spotkań, do Chorzowa zawitała Irlandia Północna. Polacy, żądni rewanżu za klęskę w Belfaście, wyszli na murawę Stadionu Śląskiego bardzo spięci i popełniali proste błędy. To się zemściło na biało-czerwonych i Kyle Lafferty sprawił, że to goście do przerwy prowadzili 1:0. Ostatecznie Polska zdobyła zaledwie punkt w starciu z Ulsterem, po samobójczej bramce Aarona Hughesa. Po kolejnej stracie punktów, szanse na awans były już tylko iluzoryczne. By przedłużyć złudzenia, trzeba było pokonać Słowenię.

09.09.2009 - Maribor - Słowenia - Polska 3:0

To co wydarzyło się w Mariborze, jeszcze przez wiele lat będzie przypominane, jako jedna z największych klęsk w historii polskiej piłki. Słoweńcy niepodzielnie dominowali na boisku i zasłużenie wygrali 3:0. Polski zespół po raz kolejny w tych eliminacjach grał bez ładu i składu, brakowało mu ambicji i zaangażowania. Nikt nie miał wątpliwości, że w RPA Polaków zabraknie. Fatalną atmosferę wokół kadry, podgrzał dodatkowo prezes PZPN Grzegorz Lato, zwalniając przed kamerami selekcjonera Leo Beenhakkera. Dla reprezentacji Polski skończyła się pewna era, którą charakteryzują pierwszy w historii awans do Mistrzostw Europy oraz seria klęsk w eliminacjach Mistrzostw Świata. W kolejnych spotkaniach, Polskę miał już poprowadzić nowy selekcjoner.

10.10.2009 - Praga - Czechy - Polska 2:0

PZPN zdecydował się powołać tymczasowego szkoleniowca reprezentacji, który będzie miał za zadanie dokończyć eliminacje. Funkcję tę, otrzymał Stefan Majewski. Przed meczem z Czechami szanse Polaków na awans były minimalne i jedynie matematyczne. Mimo to, biało-czerwoni mieli zmazać plamę i powalczyć o zwycięstwo. Skończyło się jednak jak zwykle w tych eliminacjach. Po słabej grze, zwłaszcza Piotra Polczaka i Macieja Iwańskiego, Polacy przegrali z Czechami 0:2. Selekcjoner oraz nowy kapitan zespołu Mariusz Lewandowski dopatrzyli się jednak pozytywnych aspektów w grze Polaków. W tych jakże optymistycznych nastrojach, biało-czerwoni udali się do Chorzowa na ostatni mecz eliminacyjny.

14.10.2009 - Chorzów - Polska - Słowacja 0:1

Walczący o awans Słowacy, nie grający o nic polski zespół, bojkot kibiców, odwrot sponsorów i fatalna aura - to wszystko nie zwiastowało honorowego zakończenia nieudanych eliminacji. Wypełniony przed miesiącem po brzegi Stadion Śląski, tym razem świecił pustkami. To efekt szeroko zakrojonej kampanii kibiców, którzy w ten sposób domagają się zmian w PZPN. Już na początku spotkania, Jerzego Dudka pokonał Seweryn Gancarczyk. Słowacy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, zamurowali dostęp do własnej bramki. Gdy już Polakom udawało się stwarzać zagrożenie pod bramką rywala, wówczas na wysokości zadania stawał Jan Mucha. Słowacy wygrali 1:0 a reprezentacja Polski znalazła się na dnie.

Krajobraz po bitwie

Dosłownie na dnie, tak źle bowiem nie było z polską reprezentacją już od dawna. Potwierdził to zresztą najnowszy ranking FIFA, w którym Polacy znaleźli się na 56. miejscu, najgorszym od 1998 roku. Po dwóch awansach na mundial z rzędu, tym razem Polacy będą musieli obejść się smakiem. Nie można się oprzeć wrażeniu, że wyłącznie na własne życzenie. Czar Leo Beenhakkera najwyraźniej prysł jak bańka mydlana już podczas Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii. Selekcjoner zdawał się nie angażować dostatecznie w pracę z polską kadrą, romansując jednocześnie z Feyenoordem Rotterdam. Polscy piłkarze na każdym kroku potwierdzali, że nadal mu ufają, jednak i u nich dało się zauważyć, że Beenhakker nie ma na nich już tak wielkiego wpływu, jak miał na początku pracy w Polsce. Dziś reprezentacja Polski znajduje się na dnie i wszystko wskazuje na to, że szybko się od niego nie odbije. Beenhakker tymczasem popija kawkę w Rotterdamie i uśmiecha się, wspominając polskie "bagienko". Zresztą cały cyrk z mianowaniem tymczasowego selekcjonera, również nadaje się bardziej na kabaret, niż na salony piłkarskie. Niebawem poznamy nazwisko nowego opiekuna kadry, który zmierzy się z trudnym zadaniem przygotowania kadry na EURO 2012. Czasu ma niewiele a jakby tego było mało, to bardzo zawiodła ostatnio polska młodzieżówka, która przegrała z Holandią 0:4. Jedno jest pewne, nowy selekcjoner albo będzie starał się być niezależny i będzie miał na swej drodze wiele kłód rzucanych pod nogi przez działaczy PZPN, albo będzie ich marionetką. Patrząc na ostatnie wypowiedzi działaczy, można odnieść wrażenie, że wszyscy są zadowoleni i nie widzą problemu. W kuluarach jednak, wiceprezes PZPN Adam Olkowicz wyjawił, jak to naprawdę z polską piłką jest ostatnio...

Komentarze (0)