Marcin Held zawodnikiem UFC!

Newspix / Tomasz Blaszczyk / Na zdjęciu: Marcin Held
Newspix / Tomasz Blaszczyk / Na zdjęciu: Marcin Held

Marcin Held jest już zawodnikiem UFC! Najlepszy polski "lekki" kilka tygodni temu rozstał się z organizacją Bellator i związał się kontraktem z największą siłą światowego MMA. Na jej scenie zadebiutuje jeszcze w tym roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Held to jeden z pierwszych zawodników, którzy rozsławili polskie MMA za oceanem. Kontrakt z Bellatorem podpisał mając zaledwie 18 lat. Już wtedy miał w rekordzie walki z czołówki polskiego MMA. W organizacji uznawanej za drugą siłę mieszanych sztuk walki na świecie stoczył 13 pojedynków. Wygrał 10 z nich i przegrał zaledwie 3. Wywalczył sobie status pretendenta do tytułu mistrzowskiego w Bellatorze, ale pojedynek z Willem Brooksem przegrał. Held to przede wszystkim geniusz parteru, posiadacz czarnego pasa w brazylijskim jiu-jitsu. 24-latek ma swojej karierze 22 zwycięstwa i 4 przegrane.

WP SportoweFakty: Zanim porozmawiamy o nowym rozdziale, wróćmy na chwilę do przeszłości. Dlaczego zdecydował się pan na odejście z Bellatora? W drugiej sile światowego MMA miał pan wyrobioną pozycję, markę.

Marcin Held: Wydaje mi się, że w Bellatorze, oprócz mistrzowskiego pasa, osiągnąłem już wszystko. Na dalszy rozwój nie mogłem liczyć. Nadszedł moment, w którym uświadomiłem sobie, że stoję w miejscu. Władze Bellatora nie chciały mi zagwarantować większych pieniędzy i walk z najlepszymi. W tej organizacji zostało tak naprawdę trzech zawodników, z którymi mógłbym się mierzyć, ale z jakiegoś powodu włodarze nie chcieli mnie z nimi zestawiać. Uznałem, że oni po prostu nie chcą mnie promować i dlatego wystąpiłem z propozycją rozwiązania kontraktu.

A czy podawali powód, dla którego nie chcieli pana zestawiać z najlepszymi? Przyznam, że to dość dziwna strategia, biorąc pana pozycję w tej organizacji, fakt, że był pretendentem do pasa mistrzowskiego.

- Oficjalnych powodów nigdy nie podawali, ale Bellator słynie z dziwnych ruchów. Jednym z takich właśnie posunięć było zwolnienie Willa Brooksa, mistrza kategorii lekkiej, który pokonał mnie w walce o pas. Niektóre ich decyzje z punktu widzenia sportowego są trudne do wytłumaczenia. Odnoszę wrażenie, że obrali ścieżkę marketingową, którą podążają. Nie chcę jej oceniać, natomiast wydaje mi się, że ja w obraz ich wymarzonego zawodnika się nie wpisywałem.

Domyślam się zatem, że rozwiązanie kontraktu z panem nie stanowiło dla Bellatora jakiegoś wielkiego problemu.

- O rozwiązanie kontraktu starałem się już jakiś czas. Już przed walką o mistrzowski pas z Brooksem pojawił się taki pomysł, ale wtedy zgody nie dostałem. Gdybym wówczas pokonał mistrza, to mój kontrakt automatycznie zostałby przedłużony. Tak się jednak nie stało i dlatego działacze zmienili zdanie. Oczywiście, nie musieli tego robić, to była kwestia ich dobrej woli.

ZOBACZ WIDEO Anita Włodarczyk: Na memoriale zawsze jestem najbardziej zmotywowana (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Po porażce z Brooksem, w pięknym stylu pokonał pan Dave'a Jansena. Ile walk miał pan jeszcze w kontrakcie?

- Teoretycznie pozostał tylko jeden pojedynek, ale kontrakt zawierał różne klauzule. Gdybym wygrał kolejne starcie, to musiałbym jeszcze przez jakiś czas w Bellatorze zostać, później mieliby pierwszeństwo w negocjacjach nowej umowy. Tak naprawdę mogli skorzystać z wielu punktów kontraktu i zatrzymać mnie na dłużej. Nie zrobili tego i doszliśmy do porozumienia, że rozwiązujemy kontrakt za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym.

Mógł pan przystąpić do negocjacji z nowym pracodawcą. Okazuje się, że była szansa występu w Polsce.

- Jak tylko poinformowałem na swoim facebookowym profilu, że jestem wolnym zawodnikiem, telefon zaczął dzwonić jak szalony. Odezwali się menadżerowie polscy i zagraniczni. Było wiele propozycji - od walk po oferty prowadzenia kariery. Dzwonili właściciele małych i dużych organizacji, ale przyświecał mi tylko jeden cel: dostać się do UFC. Uznałem, że inne oferty przeanalizuję dopiero wtedy, gdy nie uda mi się dojść do porozumienia z UFC.

Rozumiem, że KSW i FEN, czyli najwięksi polscy gracze, też się odezwali.

- Tak, ale nie udało im się zawrócić mnie z drogi, którą sobie wytyczyłem.

Teraz już możemy to powiedzieć: wybrał pan UFC, a światowy gigant długo się nie zastanawiał nad pana zakontraktowaniem.

- Przyznam, że szczerze byłem dumny, ponieważ UFC potraktowało mnie jak zawodnika, który coś w USA znaczy. Udało się wynegocjować naprawdę atrakcyjne warunki. Poza tym, cała operacja przebiegła błyskawicznie, a ludzie z UFC odpowiadający za kontraktowanie zawodników szybko odpowiadali na nasze zapytania. Proszę mi wierzyć, że nie zawsze tak się dzieje. W zasadzie wszystko odbyło się jednego dnia. Kiedy okazało się, że jestem wolnym zawodnikiem, razem z menadżerem wysłaliśmy zapytanie do UFC i tego samego dnia otrzymaliśmy naprawdę satysfakcjonującą ofertę. Trzeba ją było tylko przeanalizować, a poza tym otrzymałem embargo czasowe na dzielenie się tym faktem z mediami.

Skoro wszystko przebiegło tak szybko, domyślam się, że awansował pan zarówno pod kątem sportowym jak i finansowym.

- To prawda, UFC zagwarantowało mi korzystniejsze warunki finansowe niż Bellator. Oczywiście, nie mogę podać szczegółów, ale przyznam otwarcie, że jestem zadowolony.

Jest pan zawodnikiem UFC i domyślam się, że cel jak pan sobie stawia, może być tylko jeden.

- Od początku kariery byłem rzucany na głęboką wodę, nigdy nie wybierałem sobie rywali, mierzyłem się z dużo bardziej doświadczonymi przeciwnikami i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Nie chcę być przez UFC oszczędzany, chcę walczyć z najlepszymi i wspinać się rankingach.

Kiedy możemy się spodziewać debiutu na największej scenie MMA na świecie?

- Mogę tylko zdradzić, że uda się to zrobić jeszcze w tym roku. Więcej powiedzieć nie mogę, ponieważ sam dokładnie nie wiem, kiedy to będzie. Docierają do mnie jakieś przecieki, znam przybliżoną datę, ale wiadomo, że pierwszeństwo w informowaniu o tym ma federacja.

Czy możliwa jest walka z zawodnikiem z pierwszej "15" rankingu UFC?

- Raczej nie, ponieważ ta kategoria wagowa jest bardzo liczna. Poza czołową "15" jest wielu mocnych zawodników i spodziewam się, że któryś z nich będzie moim rywalem w debiucie. Pamiętajmy, że poziom dywizji lekkiej jest bardzo wyrównany i nawet mistrzowie często się zmieniają. Liczę na mocnego rywala, ale nie mam szczególnych życzeń.

A gdyby to był Will Brooks?

- Znacie mnie - oczywiście, że byłbym zainteresowany takim rewanżem. Przyznam jednak szczerze, że z nim wolałbym się zmierzyć później. Wydaje mi się, że on jest w stanie namieszać w UFC. Może nawet uda mu się sięgnąć po pas, a wtedy chętnie bym się z nim o to trofeum zmierzył.

W historii zdarzały się przypadki, że gwiazdy Bellatora po przejściu do UFC przegrywały. Nie boi się pan tego?

- Wydaje mi się, że to już się zmieniło. Mistrzem UFC w mojej kategorii wagowej jest Eddie Alvarez, były czempion Bellatora. Widać, że poziom się wyrównał, że czołowi zawodnicy Bellatora są w stanie namieszać w UFC. Nie zdziwiłbym się, gdyby po pas sięgnął Brooks. Sam nie mam obaw, ponieważ historia pokazuje się, że zawodnicy drugiej siły MMA w Stanach z powodzeniem rywalizują na tym najwyższym szczeblu.

Czy zmiana organizacji pociągnie z sobą inne zmiany w pana karierze?

- Pozostałe kwestie pozostają bez zmian. Dalej będę współpracował ze swoim pierwszym trenerem Sławkiem Szamotą i klubem Ankos MMA, do którego dołączyłem jakiś czas temu. Tak jak do tej pory, będę również odwiedzał różne inne kluby, ponieważ moje przygotowania do pojedynków nigdy nie są takie same. Liczę, że jedna kwestia też się nie zmieni - tak jak w Bellatorze, tak i teraz w UFC chcę zagościć w czołówce.

[b]Rozmawiał Artur Mazur

[/b]

Źródło artykułu: