Powodów by chwalić organizacją zarządzaną przez Pawła Jóźwiaka i Rafała Sawickiego jest kilka. Przede wszystkim należy im się uznanie, że zorganizowali galę w okresie wakacyjnym, gdzie te albo praktycznie się nie odbywają, albo zwykle kończą się marketingowym niepowodzeniem. W przypadku sopockiej imprezy było zupełnie odwrotnie, a Hala Stulecia wydawała się być idealnie trafionym miejscem. [ad=rectangle]
Podsumowanie należy jednak zacząć od poziomu walk karty głównej gali. Pierwszy pojedynek okazał się, pomimo wygranej Emila Różewskiego, małą sensacją. Skazywany na porażkę Białorusin nie dał się poddać, ani znokautować "Róży", który był bliski dokonania tego już w 1. rundzie. Po walce zawodnik Fight Club Fanga sam jednak przyznał, że w tym pojedynku nie zaprezentował się z dobrej strony. Emocje związane z K-1 wywołała druga walka gali z udziałem Jarosława Daschke z Łukasza Gawlika. Zawodnik z Trójmiasta po ostrej i ciężkiej batalii dopisał kolejną wygraną do zawodowego rekordu, wywołując radość na twarzach licznie zgromadzonych fanów. Ponad 220 kilogramów w ringu zapowiadało mocne ciosy w starciu Roberta Maruszaka z Tomaszem Kowalkowskim. Niespodziewane zwycięstwo zanotował zawodnik Corpus Gym, potwierdzając regułę o nieprzewidywalności MMA jako sportu, a popularny "Kredka" doznał tym samym pierwszej porażki w karierze.
Po krótkiej przerwie w klatkoringu FEN zjawili się wojownicy wagi lekkiej. Jacek Kreft, niesiony dopingiem swojej publiczności, już w 1. rundzie oprawił przez poddanie niepokonanego dotąd Patryka Rogoża. Zwycięstwo zawodnika Mad Dogs Gdynia należy chwalić tym bardziej, gdyż jego rywal na dzień przed galą nie zdołał uzyskać wymaganego limitu wagowego. Piąte starcie z udziałem pań także dostarczyło solidnej dawki emocji. Marta Chojnoska pokonała po decyzji sędziów Monikę Porażyńską, choć gdańszczanka swoją postawą w debiucie zawodowym zasługiwała na uznanie i z pewnością dostanie kolejną szanse pokazania się w federacji FEN.
Wreszcie nadszedł czas na dwie walki wieczoru. Michał Wlazło wraz z Dawidem Morą dali kibicom maksimum emocji i zostawili w klatkoringu mnóstwo zdrowia. Ostra wymiana spojrzeń, mocne wymiany ciosów i próby poddań to wizytówka tego heroicznego pojedynku, który był ozdobą całej gali w Sopocie. Także walka wieczoru nie zawiodła. Charyzmatyczny Tymoteusz Świątek resztkami sił poddał w 3. rundzie Pavla Svobodę z Czech, potwierdzając swoją nieprzewidywalność i ogromną wytrzymałość.
Od strony organizacyjnej była to gala na wysokim poziomie, choć nie da się ukryć, że mogła ona przypominać te, do których kibiców przyzwyczaiło KSW. Niemniej jednak trzeba przyznać, że czerpanie wzorców od najlepszych nie jest rzeczą haniebną, a wręcz przeciwnie. Pomysł na zamienienie ringu na klatkoring również okazał się trafiony, choć także był on zapożyczony od rosyjskiej organizacji M-1 Global. Od strony marketingowej FEN wykonał mnóstwo dobrej pracy. Przede wszystkim zainteresowano fana galą w okresie, gdzie inne organizacje swoich wydarzeń nie produkują z obawy przed kompletnym fiaskiem. W przypadku FEN 4 sopocka hala została prawie wypełniona, a to jest przecież wyznacznik skutecznego marketingu.
Teraz należy tylko życzyć by następna gala FEN znalazła już miejsce na antenie stacji Polsat Sport i była transmitowana "na żywo", bo produkt jaki produkuje i prezentuje duet Jóźwiak i Sawicki jest tego wart.
Waldemar Ossowski