Prasel, jak wielu młodych Brazylijczyków, marzył o karierze piłkarskiej. W karierze młodzieżowej bronił barw takich klubów jak Guarapuava Esporte Clube, Atlético Paranaense, Joinville EC czy CA Juventus. W 2009 roku 18-letni wówczas bramkarz trafił do piłkarskiego raju, gdzie spotykał gwiazdy światowego formatu.
Jego karierę piłkarską przerwała fatalna kontuzja, ale nie rozstał się ze sportem. Od 10 lat z powodzeniem rywalizuje w mieszanych sportach walki. W sobotę stanie przed szansą zdobycia pasa KSW w kategorii ciężkiej, który należy do Philipa De Friesa.
Artur Mazur, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że zostałeś sportowcem? Wielu Brazylijczyków podkreśla, że sport jest dla nich szansą na lepsze życie.
Ricardo Prasel: W moim przypadku było inaczej. Sport nie był dla mnie szansą na nowe życie. Pochodzę ze sportowej rodziny i już od piątego roku życia byłem motywowany do uprawiania sportu. Biorąc po uwagę naszą kulturę, piłka nożna była naturalnym wyborem. Od kiedy zacząłem trenować, marzyłem o tym, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem.
ZOBACZ WIDEO: Ukrainiec pobił historyczny rekord. Po walce przemówił po polsku
Dlaczego wybrałeś pozycję bramkarza?
Chciałem pójść w ślady mojego ojca. On grał na tej pozycji i dlatego żadna inna mnie nie interesowała.
Czy był twoim jedynym idolem?
Nie. Moim piłkarskim idolem był Marcos, również bramkarz reprezentacji Brazylii i Palmeiras. Spędził całą karierę w jednym klubie i nie był bramkarzem światowej sławy, ale był świetny w swoim fachu. Obserwowałem jego grę i chciałem być taki ja on. W sportach walki moim idolem jest mój starszy brat.
Jak to się stało, że trafiłeś do Chelsea?
Tuż przed transferem grałem w tradycyjnej lidze Copa Sao Paulo Futebol de Junior. Na jednym z meczów pojawił się człowiek z Chelsea. Zainteresował się mną, a kiedy zobaczył materiał DVD z moimi interwencjami, postanowił mnie zakontraktować. Trafiłem do Chelsea B, ale trenowałem z pierwszą drużyną.
Co czułeś, widząc na treningu Didiera Drogbę, Michaela Ballacka czy Petra Cecha?
Miałem wtedy 18 lat i poczułem się, jakbym trafił do piłkarskiego raju. Dostałem skrzydeł i na treningach nie byłem w stanie się zmęczyć. Spełniły się moje marzenia. Tamtego uczucia nie da się porównać do czegoś innego.
Który z piłkarzy Chelsea zrobił na tobie największe wrażenie?
Zdecydowanie Cech, który wspaniale mnie traktował. Podpatrywałem go i miałem okazję wiele się od niego nauczyć. Tak naprawdę znajomość z nim najbardziej zapadła mi w pamięci.
W jednym z wywiadów wspominałeś, że zostawałeś po treningach, żeby bronić strzały zawodników z pola. Kto strzelał nie do obrony?
Biorąc pod uwagę mój status w klubie, nie jeździłem na mecze z pierwszą drużyną. Ale chciałem się rozwijać i dlatego zostawałem po treningach, żeby bronić rzuty wolne wykonywane przez wspomnianego Ballacka czy Drogbę. Powiem uczciwie, że bardzo się wycierpiałem, bo oni uderzali piłkę w taki sposób, że rzadko udawało mi się te strzały bronić.
Czy była szansa na wskoczenie do kadry A?
Bycie bramkarzem to specyficzna rola w piłce. Bramkarza wymienia się tylko wtedy, kiedy broni źle, albo jest kontuzjowany. Cierpliwie czekałem na swoją szansę, ale taka sytuacja w Chelsea nie miała miejsca.
Po przygodzie z Chelsea trafiłeś do RFC Liege, ale twoja przygoda z piłką szybko się zakończyła.
W Belgii zaczęły się moje problemy zdrowotne. Cierpiałem na przewlekłe zapalenie kaletki biodrowej. Po okresie gry w Belgii był jeszcze krótki epizod w Atletico Madryt, a po nim wróciłem do Brazylii. Robiłem wszystko, żeby kontynuować karierę, ale doszedłem do takiego momentu, że nie wyrabiałem fizycznie i mentalnie. Nie miałem wyjścia, musiałem pożegnać się z futbolem.
Domyślam się, że to był cios.
To był bardzo trudny okres w moim życiu. Do momentu, w którym zaczęły się moje problemy zdrowotne, wiązałem z piłką swoją przyszłość. Nagle to wszystko zostało mi zabrane. To był ogromny cios, ale wiedziałem, że muszę się po nim podnieść. Pomógł mi brat, który w tym czasie trenował brazylijskie jiu-jitsu. To on zaciągnął mnie na trening. Spodobało mi się, ale na tamtym etapie nie wiązałem z tym sportem żadnych większych nadziei. To miał być sposób na utrzymanie formy fizycznej pomimo mojej kontuzji.
Skąd pomysł na MMA?
W pewnym momencie zacząłem brać udział we wszystkich zawodach jiu-jitsu w stanie Parana. Okazało się, że wszystko wygrywam i mój apetyt został rozbudzony. Chciałem wygrywać jeszcze więcej i zainteresowałem się MMA. W nowej dyscyplinie też dopisywałem do rekordu kolejne zwycięstwa. Dostałem nawet szansę walki o kontrakt w UFC. Niestety, przegrałem tę szansę. To był dla mnie trudny moment, ale nie zraziłem się do tego sportu. Liczyłem się z porażką. MMA i futbol to kompletnie różne dyscypliny sportu, ale jedno je łączy. I tu, i tu bardzo trudno jest wskoczyć na ten najwyższy poziom.
Jesteś Brazylijczykiem, ale nosisz przydomek Alemao i podkreślasz swoje przywiązanie do Niemiec. Dlaczego?
Mój ojciec pochodzi z Niemiec i dlatego zawsze nosiłem w Brazylii taki przydomek. Po trzeciej lub czwartej walce w MMA postanowiłem, że będę farbował włosy w kolory niemieckiej flagi. To się stało moim znakiem rozpoznawczym.
W sobotę staniesz przed szansą zdobycia pasa KSW. Czy Phil de Fries to najtrudniejszy rywal w karierze?
W rankingu moich najtrudniejszych rywali umieściłbym go na drugim miejscu. Na pierwszym miejscu jest Ante Delija, z którym przegrałem. De Fries jest świetny w tym, co robi. Ma swój styl walki. Być może nie jest on porywający i efektowny, ale na pewno jest skuteczny. Lubi obalać rywali i bić ich z góry, ale mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie walczył z kimś, kto ma tak mocne jiu-jitsu jak ja.
I dlatego zapowiedziałeś, że odbierzesz mu pas?
Kto ma wierzyć w to zwycięstwo, jeśli nie ja? Stąd właśnie bierze się moja pewność siebie. Ja po prostu wierzę w swój potencjał i wiem, że jestem w stanie zatrzymać zwycięski marsz de Friesa. Kiedy wchodzę do klatki, wiem, że reprezentuję nie tylko siebie, ale też rodzinę i mój kraj. Wszyscy ci ludzie też we mnie wierzą i to jest bardzo motywujące.
Zobacz także:
Zobacz, kto zawalczy na KSW
Czimajew narozrabiał. Zmiany w karcie UFC