Pochodząca z Krakowa 27-latka jest stworzona do sportów walki i uświadomiła to sobie dość szybko. Wychowywała się z trzema braćmi i dwiema siostrami. Ale - jak sama wspominała - siostry kręcił "całkiem inny klimat". Ją z kolei ciągnęło do walki. Na salę bokserską trafiła w wieku 11 lat.
- Zawsze, tak naprawdę, się biłam. Czy to w szkole, czy gdzieś tam na podwórku. Zawsze to jakoś płynęło w mojej krwi, no i dlatego bracia mnie zabrali na boks, ale wtedy nie było dziewczyn, więc trenowałam z samymi chłopakami - mówiła w wywiadzie dla "Fight Sportu".
Wszystko w biegu
Boks trenowała z przerwami trzy lata. Kilka lat później wyleciała do Anglii, jak sama tłumaczyła - za chlebem. Ale od korzeni się nie odcięła.
ZOBACZ WIDEO: Romanowski o kulisach KSW i wybrykach w reprezentacji, Śmiełowski o Kaczmarczyku
- Szukałam tego boksu, bo ciągle mi siedziało w głowie, żeby się rozwijać. Ale tam trafiłam na MMA i odnalazłam się w tym sporcie. Tak to się zaczęło - tłumaczyła.
Początki na Wyspach nie były łatwe. Tylko wrodzony upór i twardy charakter pozwalały jej przerwać trudne chwile.
- Nie poddałam się. Nieraz brakowało, nieraz były łzy, zwątpienie, ale się nie poddałam. Powiedziałam: przyleciałam tu za lepszym życiem i takie sobie ułożę - wspominała.
Nowe wspaniałe życie nie było jednak usłane różami. Standardowo pracowała 10-12 godzin dziennie. Po pracy wsiadała w autobus i jechała prosto do klubu. Po treningu szybki wypad do sklepu, później gotowanie zdrowych posiłków i tak na okrągło. Wszystko w biegu.
- To był "zajazd". Totalny "zajazd". Ale tłumaczyłam sobie, że musi tak być, że musi być ciężko, żeby później było dobrze - mówiła.
Narodziny "Polskiej Zabójczyni"
Na Wyspach Wójcik rozpoczęła karierę amatorską. Według ogólnodostępnych statystyk w latach 2016-2017 stoczyła 9 walk. Przegrała tylko jedną. Rok później przeszła na zawodowstwo i narzuciła niesamowite tempo. W ciągu 12 miesięcy stoczyła 5 pojedynków. Nie wybrzydzała, nie wybierała rywalek i nie odrzucała ofert. Nawet tych najbardziej szalonych.
Jedna z nich pojawiła się na... tydzień przed galą i nadeszła z RPA. Wójcik miała wtedy na koncie 3 zawodowe zwycięstwa. Telefon z propozycją z cenionej organizacji EFC zadzwonił, kiedy była w pracy.
- Od razu powiedziałam, że pakujemy walizki i lecimy. To był spontan - tłumaczyła.
W Johannesburgu Polka zmierzyła się z Cheyanne Vlismas, która legitymowała się rekordem 1:1. Zaiskrzyło już na konferencji prasowej i późniejszym ważeniu, a tą, która "podkręciła" atmosferę była Polka. Zresztą, ważenia z jej udziałem zazwyczaj kończą się "dymami". Bo Wójcik taka właśnie jest.
- To nie są negatywne emocje. Ja po prostu taka jestem. Ja tak wychodzę do przeciwniczek. Nie udaję, to nie jest planowane, to nie jest teatrzyk. Jestem sobą. Idziemy walczyć. Dzień po ważeniu rywalka będzie mi chciała urwać łeb. To co?! Ja mam ją całować w rączkę?! Trzeba być pewną siebie. Na piwko możemy pójść po walce. Przed walką musi wiedzieć, kto jest kto - tłumaczyła po jednej z dwóch walk na KSW.
Amerykanka zadała Polce pierwszą porażkę w zawodowej karierze, ale zwycięstwo nie przyszło łatwo. Vlismas wygrała po trzyrundowej walce, a sędziowie nie byli jednomyślni. Po przegranej Wójcik dostała od organizacji szansę walki... o pas mistrzowski. Po tytuł sięgnęła w grudniu 2018 roku, pokonując Chiarę Penco. Po kolejnym zwycięstwie przyszedł czas na walkę o drugie trofeum.
Na gali Contenders Norwich Wójcik zmierzyła się z inną Polką Eweliną Woźniak. Panie stoczyły twardy, pięciorundowy bój zakończony niejednogłośną decyzją i zwycięstwem Woźniak.
- Łatwo nie było, bo wygrałam dwie pierwsze rundy, dwie kolejne przegrałam i decydowała ta ostatnia - wspominała Woźniak.
Ale taka właśnie jest Karolina Wójcik. Ona nigdy nie odpuszcza. Również na treningach, dlatego kiedy trenowała w łódzkim Shark Top Team, była nazywana małym pitbullem, co było nawiązaniem nie tylko do jej charakteru, ale również warunków fizycznych.
W kolejnym pojedynku Wójcik zmierzyła się na gali Brave w Indiach z Marią Ribeiro. Polka przeżywała w tym starciu trudne chwile.
- Brazylijka założyła mi dźwignię na kostkę. Nie odklepałam, chociaż słyszałam, jak mi ta kostka strzela. Nie odklepałam i nie odklepię nigdy - wspominała po latach.
Przez KSW do marzeń
Po zagranicznych wojażach Wójcik wróciła do Polski i podpisała kontrakt z KSW. Z największą polską organizacją MMA związała się, żeby - jak sama podkreślała - namieszać i zrobić tu porządek. W okrągłej klatce KSW pokonała kolejno Sylwię Juśkiewicz (w październiku 2020 roku) i Aleksandrę Rolę (w kwietniu 2021 roku).
Obie walki walki wygrała przez decyzję, ale po zwycięstwach nie była zadowolona i wypowiadała się w bardzo podobnym tonie.
- Cieszę się ze zwycięstwa na punkty, ale ja jestem bardzo zła na siebie i głodna. Jak tylko wrócę do Krakowa, od razu biorę się za naprawianie błędów. Zawsze będę głodna, głodna i jeszcze raz głodna - tłumaczyła po jednej z walk.
Ten właśnie głód marzeń doprowadził ją do walki o kontrakt w UFC. Z tego też powodu nie przedłużyła kontraktu z polską organizacją.
- Mój menadżer od dłuższego czasu rozmawiał z UFC. Chcieli mnie na zastępstwo lub do Dana White's Contender Series. Takie szanse trzeba brać. UFC to moje największe marzenie. Lecimy z tym - wyjaśniała w rozmowie z "In The Cage".
W nocy z wtorku na środę w Las Vegas Wójcik wystąpi na gali Dana White's Contender Series. Stawką pojedynku z Sandrą Lavado będzie wspomniany angaż w największej organizacji MMA na świecie. Ale walka zaczęła się już - tu nie ma zaskoczenia - już podczas ceremonii ważenia. I to Wójcik jako pierwsza przyłożyła czoło do czoła rywalki, bo przecież przydomek "Polish Assasin" zobowiązuje.