Ilia Malinin, świeżo upieczony mistrz USA w łyżwiarstwie figurowym, zmaga się z emocjami po katastrofie lotniczej, która miała miejsce w środę. Na pokładzie samolotu byli jego przyjaciele z klubu łyżwiarskiego.
Jak informuje usatoday.com Malinin, który wrócił do domu po mistrzostwach, nie mógł skupić się na treningu i musiał go przedwcześnie zakończyć.
- Wiedziałem, że muszę iść na lodowisko, ale nie miałem siły, ani fizycznej, ani psychicznej, by jeździć - powiedział Rosjanin z amerykańskim obywatelstwem, który zazwyczaj trenuje po 6 godzin dziennie, a tym razem na tafli przebywał tylko 30 minut.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak spał pod… gałęziami. "Tam się wyciszam"
Katastrofa miała miejsce po zderzeniu samolotu z helikopterem wojskowym nad rzeką Potomac. Na pokładzie byli m.in. młodzi łyżwiarze wracający z obozu treningowego. - To straszne, co się stało. Oni po prostu zniknęli - dodał Malinin.
Wśród ofiar byli również rosyjscy trenerzy, Jewgienija Szyszkowa i Wadim Naumow, których Malinin i jego rodzina znali ich od lat. - To naprawdę przykre, współczujemy Maksymowi - powiedział Ilia.
Początkowo media podawały, że Maksym Naumow - syn tragicznie zmarłej pary, reprezentant USA - także był na liście pasażerów. Okazało się jednak, że wcześniej wrócił do domu z mistrzostw USA.
Mimo tragedii, Malinin planuje powrócić do treningów. Przed nim mistrzostwa świata w Bostonie i Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2026 r. - To wciąż wydaje się nierealne - podsumował.