Listopad 2010. Japonia. Trwają mistrzostwa świat siatkarek, reprezentacja Włoch nie rozgrywa najlepszego turnieju i żegna się z marzeniami o medalu. Okazuje się jednak, że brak miejsca na podium nie jest największym zmartwieniem Włoszek. W tym samym czasie najważniejsze starcie w życiu rozpoczyna Eleonora Lo Bianco.
Koszmar
Leo podczas pobytu w Japonii zauważyła niepokojącą zmianę na piersi. Wiedziała, co to może oznaczać, ale postanowiła dograć turniej do końca. Swoje pierwsze kroki po powrocie z Kraju Kwitnącej Wiśni skierowała do Europejskiego Instytutu Onkologii w Mediolanie. Przeszła tam badania, diagnoza nie była optymistyczna - nowotwór złośliwy piersi. - Lekarze byli taktowni, ale nie ukrywali nic przede mną. Powiedzieli, że jest mnóstwo hipotez od najłagodniejszej, że można guz usunąć operacyjnie, do najstraszniejszej, iż mogą być przerzuty - wspomniała tamte chwile jedna z najlepszych rozgrywających świata. Na zabieg musiała czekać pięć dni. - Koszmar.
Na sali operacyjnej Lo Bianco zaczęła odczuwać lęk, że trzeba będzie usunąć wszystkie węzły chłonne, co było równoznaczne z przekreśleniem marzeń o powrocie na parkiet, do gry w siatkówkę, którą tak kocha. Na szczęście aż tak ogromna ingerencja chirurgiczna nie była potrzebna.
- Po operacji miałam zapaść. Nie spodziewałam się tego. Ogarnął mnie przeraźliwy strach, którego nie mogłam zrozumieć - zdradziła. Siły do dalszej walki dały jej słowa kobiety spotkanej w szpitalu, która po raz drugi zmagała się z rakiem piersi. - Musisz jak najszybciej wrócić do normalnego życia.
Lo Bianco rzuciła się w wir leczenia. Przez 15 dni dojeżdżała z Bergamo do Mediolanu na wyczerpującą radioterapię. Następnie przeszła terapię hormonalną, po której jej organizm zaczął wariować. - Moje ciało było jak szalone. Najpierw ból, później uderzenia gorąca, zmiany nastrojów. Byłam inną osobą - stwierdziła. Nie potrafiła jednak długo usiedzieć w jednym miejscu. Szybko pojawiała się na siłowni. Nie mogła podnosić ramienia, więc zaczęła jeździć na rowerze i robić "brzuszki".
Kapitan reprezentacji Włoch postanowiła potraktować swoją chorobę, jak kolejny pojedynek, których tak wiele przecież w swoim życiu wygrała. - Zdecydowałam, że muszę stawić czoła wyzwaniu. Jak w grze, w której należy zwyciężyć - powiedziała. W swej walce o życie i zdrowie nie była sama. - Czułam miłość i wsparcie. Moja rodzina, koleżanki z boiska, dziennikarze, kibice, także ci z przeciwnych drużyn. Wszyscy byli ze mną. Dostawałam wiadomości z całego świata - przyznała.
Attenzione, attenzione! Grande Leo!
- Uwaga, uwaga.! Standing ovation! Państwo przed telewizorami, też prosimy o powstanie. Ponownie na parkiecie. Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi. Wspaniała Leo! - krzyczeli rozemocjonowani komentatorzy włoskiej stacji telewizyjnej. Trudno się dziwić ich radości. 19 lutego 2011, dwa miesiące po operacji usunięcia nowotworu na boisku pojawiała się Eleonora Lo Bianco. Popularna Leo weszła na zaledwie kilka piłek, ale i tak był to najpiękniejszy manifest jej zwycięstwa nad chorobą, jaki można sobie wyobrazić.
- Znalazłam swój motor napędowy w sporcie, dla innych kobiet mogą nim być ich dzieci, praca czy miłość. Ważne, by było to coś mocno związane z ich życiem - mówiła o swojej motywacji w walce z rakiem świetna rozgrywająca.
Jak w filmie
Powrót włoskiej siatkarki do życia i sportu wypadł wspaniale, w iście filmowym stylu. Leo od pamiętnego meczu ze Spes Conegliano (19 lutego 2011) krok po kroku zaczęła coraz częściej pojawiać się na parkiecie. Jej drużyna Foppapedretti Bergamo awansowała do finału Serie A, gdzie zmierzyła się z MC-Carnaghi Villa Cortese. Finał rozgrywek stał na niezwykle wysokim poziomie. Siatkarki obu ekip robiły wszystko, by upragnione scudetto trafiło w ich ręce. Wśród nich była Eleonora Lo Bianco - już podstawowa rozgrywająca Foppy. Ostatecznie lepsze okazały się zawodniczki z Bergamo, a jedną ze współautorek tego sukcesu była popularna Leo. Tak spełniło się jej marzenie, aby po raz drugi zostać mistrzynią Włoch.
Nie był to jej ostatni sukces w tym roku. Kolejne triumfy święciła z kadrą Italii. Podczas Pucharu Świata (najważniejszej imprezy sezonu) Lo Bianco przekroczyła niewiarygodną liczbę 500 występów w drużynie narodowej. A Włoszki, dowodzone przez swoją kapitan, wygrały cały turniej i tym samym awansowały na Igrzyska Olimpijskie w Londynie.
Włoscy kibice rozkochani w Eleonorze Lo Bianco w podzięce za jej osiągnięcia zapoczątkowali akcję "Eleonora Lo Bianco portabandiera a Londra 2012", która ma sprawić, że to ta wspaniała rozgrywająca poniesie flagę Włoch podczas ceremonii otwarcia IO. Sama Leo ma własne plany odnośnie turnieju w Londynie. - Mówi się, że najważniejszy jest sam udział w igrzyskach olimpijskich. Ja tego nie rozumiem. Ja chcę tam pojechać i wygrać - stwierdza. I po ostatnim roku w jej wykonaniu chyba nikt nie wątpi, że może się jej to udać.
Wypowiedzi pochodzą z Vanity Fair, vivovolley.net oraz ecodibergamo.it