W lutym Marcin Lewandowski przyjął zaproszenie od organizatorów "Leśnego Charytatywnego Festiwalu Sportu" w Stalowej Woli. Wówczas był przekonany, że na 25 września nie szykują się żadne prestiżowe zmagania.
Później, po koronawirusowych perturbacjach, okazało się jednak, że tego dnia w Katarze odbędą się finałowe zawody Diamentowej Ligi. To cykl najbardziej prestiżowych mityngów lekkoatletycznych.
Lewandowski oczywiście miał szansę, by tam wystąpić. Jak zdradził w rozmowie z tvn24.pl, odmówił. Wszystko dlatego, że chciał dotrzymać słowa i pomóc Aurelii oraz Rozalii (odpowiednio trzy i pół oraz dwa lata). Dziewczynki od urodzenia chorują na ciężką i rzadką chorobę metaboliczną - hiperglcynemię nieketotyczną oraz epilepsję.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się
Taką postawą biegacza zszokowany był jeden z współorganizatorów festiwalu. - Gdy zobaczyłem, że termin zawodów w Katarze wypada na dzień przed biegiem w Stalowej Woli stwierdziłem, że już po ptakach. No, ale zadzwoniłem do Marcina miesiąc temu i pytam, czy udział w naszych zawodach jest jest jeszcze aktualny. Po tym co usłyszałem opadła mi szczęka - przyznał Artur Szczęsny, cytowany przez tvn24.pl.
- Powiedziałem Arturowi, że skoro obiecałem, że będę, to będę. Są rzeczy ważne i ważniejsze - wyjaśnił natomiast Marcin Lewandowski.
Udział w tak prestiżowych zawodach byłby dla niego okazją na zarobienie ogromnych pieniędzy. Lewandowski nie chce jednak zdradzać, ile środków przeszło mu koło nosa. Wyjawił tylko, że "były to kwoty, które na pewno są znaczące". - Powiedzmy, że była to równowartość moich miesięcznych zarobków - podsumował.
Czytaj także:
> Lekkoatletyka. Angelika Cichocka idzie na całość. "Uczę się biegać na nowo"
> Polskie i światowe legendy sportu - rozpoznajesz je na zdjęciach?