We wtorek podczas lekkoatletycznych zawodów Tamex Cup, po raz kolejny bydgoscy kibice mogli oklaskiwać pana zwycięstwo. Po raz kolejny, bowiem właśnie w Bydgoszczy nikt jeszcze pana nie pokonał. Z pewnością już sam wjazd do tego miasta był dla pana bardzo miły, z racji plakatów oraz różnego rodzaju ogłoszeń o zawodach, na których widniała pana podobizna. Ilu takich "Marków Plawgo" na plakatach mijał pan po drodze?
- Powiem szczerze, że trochę mi się spieszyło do Bydgoszczy i głownie jechałem przez lasy, więc zbyt dużo ich nie dostrzegłem. O tym, że właśnie takie plakaty są, dowiedziałem się już we Wrocławiu, jednak sam osobiście zobaczyłem je tutaj na miejscu - w Bydgoszczy. Jest to pewnego rodzaju presja, ale i również dodatkowa motywacja. Skoro mój wizerunek reklamuje niejako ten miting, to nie wypadałoby go nie wygrać. Żal jednak nieco pozostaje, dlatego, że moja forma była już nieco spadkowa. Pomimo ambicji oraz wielkiej woli walki z mojej strony, nie udało się niestety osiągnąć rezultatu, jaki osiągałem już w tym roku podczas innych zawodów. Wszystko to pokazuje, że należy wrócić do normalnych treningów, bowiem starty wymuszają jakby odpuszczenie niektórych elementów, które ćwiczy się podczas zajęć. I z każdym następnym, forma idzie w dół. Jestem jednak zadowolony, gdyż po raz kolejny udało mi się wygrać. Za rok będzie spoczywała na mnie jeszcze większa presja, bowiem okres, w którym nie przegrałem w Bydgoszczy, wydłuży się. Myślę, że wpłynie to na mnie jak najbardziej pozytywnie. Również i ja chciałbym jak najdłużej podtrzymać tę jakże dobrą passę.
Jaki cel postawił sobie pan przed tym mitingiem, założył sobie czas, w którym chciałby się zmieścić i byłby z niego zadowolony, czy też jeszcze inaczej to wyglądało z pana perspektywy?
- Zdecydowanie chciałem wygrać i potwierdzić tym samym taką zależność, jaką mamy wraz z Anią Jesień (Anna Jesień wygrała swój bieg w Bydgoszczy z czasem 54,86 - przy. red.). Na wszystkich mitingach czy też zawodach, w których razem biegamy, zdobywamy te same lokaty, a dzieje się tak już ponad rok. Zaczęło się to nieco przed Mistrzostwami Świata w 2007 roku (odbywały się w Osace - przyp. red.) i od tamtej właśnie pory, we wszystkich startach równo wygrywamy, bądź też plasujemy się na tych samych miejscach, jak na przykład w tym roku na Pucharze Europy - na drugim, czy też jak teraz, w Bydgoszczy - pierwszym. Musi to zostać jak najdłużej utrzymane, najlepiej na lokatach numer jeden, dwa bądź też ewentualnie trzy (śmiech).
Krótko mówiąc cel został przez pana osiągnięty. Jest pan zadowolony jednak z całego biegu oraz osiągniętego przez siebie czasu?
- Odnoście mojego biegu, to mogło być lepiej. Czuję, że brakuje jeszcze kilku elementów, które są potrzebne, aby dojść do pełni formy, jednak wiem nad czym muszę popracować. We wszystkich moich dotychczasowych startach pojawia się ten sam błąd i właśnie nad jego poprawieniem muszę się teraz maksymalnie skupić. Do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie jest jeszcze dużo czasu, więc wszystko to można "wyprostować", włącznie z tegorocznym najlepszym moim wynikiem (49.05 - przyp.red.) oraz rekordem życiowym (48.12 - przyp. red.). Dopiero z takimi rezultatami można myśleć o jakichkolwiek wynikach podczas Olimpiady.
W VIII Europejskim Festiwalu Lekkoatletycznym Tamex Cup planowany był również start Felixa Sancheza, mistrza olimpijskiego, dwukrotnego mistrza i wicemistrza świata. Sanchez, prywatnie także pana przyjaciel, w bydgoskim mitingu jednak nie wystąpił. Nieobecność tego płotkarza była dla mitingu, ale i również dla pana stratą?
- Zdecydowanie tak. Byłby to wspaniały rewanż za Mistrzostwa Świata, za ten srebrny medal, który Felix "wyrwał" mi w Osace. Ponadto jest to najbardziej utalentowany zawodnik startujący w mojej konkurencji, który obecnie biega. Niewątpliwie byłaby to najjaśniejsza gwiazda startująca na bieżni w 400 metrach przez płotki. A co za tym idzie, wzmogło by to jeszcze większą motywację. Niemniej jednak w Bydgoszczy zbyt długo szukać jej nie musiałem. Startowanie przy własnej, krajowej publiczności jest dla mnie wystarczająco dużą, jak najbardziej pozytywną motywacją.
Stadion w Bydgoszczy został zmodernizowany, włączając w to również wymianę tartanu na nowy. Obecnie jest taka sama - niebieska nawierzchnia, którą można spotkać również na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Można powiedzieć, że zawody Tamex Cup były takim "bojowym chrztem". Jak panu po raz pierwszy biegło się w Bydgoszczy po tej nowej nawierzchni?
- Troszkę obawiałem się wiatru podczas biegu. A odnośnie nowej nawierzchni, jest ona szybka, czyli dla mnie jak najbardziej dobra. Wracając jeszcze do wiatru, to w dzień zawodów można powiedzieć, że był umiarkowany, więc nie przeszkadzał. Dzień wcześniej jednak, był nieco mocniejszy i w przerwach między trybunami dochodził nawet do 5 m/s, więc można powiedzieć, że miał wpływ na końcowy czas. Podczas samych zawodów, w ferworze walki, przynajmniej ja tego wiatru nie czułem. Ogólnie jestem zadowolony z tego, że udało się wygrać. Wynik jest słaby, należy go z pewnością poprawić. Musimy jeszcze kilka razy obejrzeć taśmy z tego biegu i dokładnie zobaczyć co było nie tak i następnie wszystkie błędy skorygować.
A jak pana zdaniem jak prezentuje się cały bydgoski obiekt po przebudowie?
- Stadion jest rewelacyjny! Na obiekt w Bydgoszczy zawsze przychodziło dużo kibiców i teraz gdy został wyraźnie powiększony, publiczność została po nim jakby "rozbita". Nie zmienia to rzecz jasna faktu, że jestem w pełni zadowolony z kibiców. Podczas biegu słyszałem dopingujące okrzyki "Marek!, Marek!", a to na takich zawodach nie dzieje się zbyt często. Aby poczuć taką atmosferę dotychczas musiałem startować zagranicą, gdzie jakby nie byłem takim "lokalnym bohaterem". Dlatego też bardzo dobrze się czułem i chciałbym podziękować bydgoskiej publiczności, że dotrzymywała nam kroku, dopingowała nas oraz stworzyła wspaniałą atmosferę. To co działo się na trybunach sprawiało nam wielką radość już podczas rozgrzewki i przez to mijała ona w dużo lepszej atmosferze niż zazwyczaj.
Bydgoskie zawody Tamex Cup traktuje pan jako pewien etap przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie?
- Tak, praktycznie wszystko co robię od początku grudnia podporządkowane jest Igrzyskom Olimpijskim. Każdy dzień jest takim moim krokiem, który pokonuje w drodze do Pekinu. Wszystko co robię, jest z myślą właśnie o nich, dlatego też start w Bydgoszczy był dla mnie bardzo ważny. Zawodów jest teraz mało, dlatego też należy wyciągać wnioski z błędów jakie się popełniało i szybko je naprawiać.
Wspomniał pan o małej liczbie startów, jednak w tym tygodniu ma pan bardzo napięty terminarz, bowiem już 4 i 5 lipca stratuje pan w kolejnych zawodach, tym razem w Mistrzostwach Polski, które odbędą się w Szczecinie.
- No tak, kolejnym moim przystankiem będzie Szczecin. Szkoda jednak, że będę musiał brać udział w eliminacjach. Powiedzmy sobie szczerze, poziom "płotków" w Polsce jest na dzień dzisiejszy opłakany. Jest co prawda kilku zawodników "rozpędzających" się, jednak nie biegających na tyle szybko, aby stworzyć jakieś poważniejsze zagrożenie. Troszkę żałuję, że muszę wykonać aż dwa biegi, bowiem start w finale powinien być dla mnie pewnego rodzaju "pewnikiem". Tak samo było to rozegrane na Mistrzostwach Polski, które także rozgrywane były w Szczecinie, tyle, że pięć lat temu. Jest to na pewno najtrudniejszy tydzień jaki mam w tym roku, trzeba go przeżyć i wrócić spokojnie do gry.
Gdzie, oprócz najbliższych Mistrzostw Polski w Szczecinie, kibice będą mogli zobaczyć pana starty?
- Po Mistrzostwach Polski, które odbędą się w najbliższy piątek i sobotę w Szczecinie, 26 lipca będę brał udział w kolejnych zawodach, tym razem już zagranicą - w Londynie.
W pana metryczce w rubryce "Najważniejsze osiągnięcia" możemy wyczytać, że wywalczył pan brązowy medal na Mistrzostwach Świata oraz srebrny na Mistrzostwach Europy. Brakuje zatem medalu zdobytego na Igrzyskach Olimpijskich.
- Właściwie już na wszystkich imprezach miałem medal, począwszy od Mistrzostw Świata i Europy juniorów, młodzieżowców czy też halowych Mistrzostw Europy i Świata seniorów. Brakuje mi wciąż tego jednego, najważniejszego, a zarazem najtrudniejszego do zdobycia.
Czyli można pokusić się o stwierdzenie, że zdobycie medalu na Igrzyskach Olimpijskich jest w tym momencie pana najważniejszym celem do osiągnięcia.
- Na pewno będę starał się zrobić wszystko aby to uczynić. Rywali, którzy biegają i są w stanie zdobyć medal na Igrzyskach w mojej konkurencji, w Pekinie jest w tej chwili ośmiu bądź dziewięciu. Wygra ten, który w tym właściwym dniu popełni jak najmniej błędów. Już teraz mogę powiedzieć, że jestem przekonany o jednym - wszyscy będą przygotowani na 110 proc. Będzie to również wielka psychologiczna wojna i właśnie najmocniejszy psychicznie zawodnik wywalczy ten najcenniejszy medal.
Na krótko przed rozpoczęciem czempionatu Starego Kontynentu w Goeteborgu przed dwoma laty, miał pan kontuzję. Zdołał jednak ją wyleczyć i sięgnął wówczas po srebrny medal. Przed rokiem podczas Mistrzostw Świata wywalczył pan już dwa brązowe medale - indywidualnie i w sztafecie. Tendencja więc jak najbardziej zwyżkowa, co bardzo cieszy. Obecnie nie dokucza panu żaden uraz, i aby tak do końca - polscy kibice mogą więc teraz liczyć na jeszcze więcej?
- Jak na razie są to moje jak do tej pory największe sukcesy i z pewnością moim wielkim marzeniem byłoby zbliżyć się do tego jeszcze raz. Teraz ciężko pracuję, aby jak najlepiej zaprezentować się podczas tegorocznych Igrzysk Olimpijskich, które w sierpniu odbędą się w Pekinie.