Sprawa wyszła na jaw w niedzielę podczas halowego mitingu Copernicus Cup w Toruniu, gdzie Adrianna Sułek-Schubert zainaugurowała sezon i po raz pierwszy startowała pod okiem nowego trenera. Obecność na trybunach Toniego Minichiello wzbudziła ogromne kontrowersje.
Sytuację na chwilę uspokoiła informacja od wiceprezesa związku lekkoatletycznego (PZLA) Marka Plawgi. "Adrianna Sułek-Schubert podjęła decyzję o współpracy z Tonim Minichiello w pełni niezależnie. Trener Minichiello nie jest finansowany przez PZLA" - napisał na platformie X.
Wiadomo jednak, że to nie zakończyło zamieszania, a pytań dotyczących nowego pomysłu naszej czołowej lekkoatletki pojawia się bardzo dużo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa zachwyciła w Davos
Minichiello to utytułowany trener, który w 2012 roku doprowadził do złota olimpijskiego wieloboistkę Jessicę Ennis-Hill, a w Wielkiej Brytanii został nawet nagrodzony tytułem trenera roku. W 2022 roku szkoleniowiec został jednak dożywotnio zdyskwalifikowany przez brytyjską federację za nadużycia seksualne, przemoc emocjonalną i zastraszanie. Zeznania lekkoatletek wskazywały na to, że trener miał dotykać ich piersi, naśladować aktywności seksualne, a także wielokrotnie czynić aluzje do ich życia seksualnego.
Trener na razie poza kadrą
Sułek-Schubert przed podjęciem decyzji o współpracy wiedziała o tych oskarżeniach i do dziś jest zdeterminowana, by mimo ogromnej krytyki kontynuować treningi pod okiem jednego z najlepszych specjalistów od wieloboju na świecie. Jest bowiem przekonana, że tylko w ten sposób może wrócić do światowej elity po urodzeniu dziecka.
To wszystko sprawia, że szybko swoje stanowisko w sprawie tej współpracy zajął PZLA.
- Zrobimy wszystko, by pomóc Adzie w zbudowaniu najlepszej możliwej formy, ale jednocześnie na pewno nie będziemy finansować w żaden sposób jej nowego trenera. Sytuację może zmienić jedynie korzystny dla niego wyrok brytyjskiego sądu - wyjaśnił nam szef związku Sebastian Chmara.
Co więcej, udało nam się ustalić, że trener Minichiello nie będzie miał także prawa występować publicznie w strojach reprezentacji Polski, a podczas międzynarodowych imprez nie będzie akredytowany jako członek sztabu reprezentacji Polski. Przez władze PZLA nie będzie on więc traktowany jako trener (tym pozostanie oficjalnie jej mąż Kacper Schubert), a jedynie jako prywatny doradca.
Wątpliwości działaczy
To oczywiście utrudnia sprawę samej zainteresowanej, która musi w inny sposób szukać finansowania dla szkoleniowca, który właśnie mówił w angielskich mediach, że "miło byłoby podpisać kontrakt".
PZLA nie dość, że nie będzie finansował jego kontraktu, to nie ma szans, by mógł opłacać mu koszty wyjazdów na zagraniczne zgrupowania, czy zawody.
Stanowisko PZLA wydaje się bardzo racjonalne, bo choć działacze chcą zrobić wszystko, by pomóc zawodniczce w walce o kolejne medale i sukces na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku, to jednak nie chcą mieć nic wspólnego z osobą, na której ciążą poważne zarzuty.
Choć trener broni się w nieoficjalnych rozmowach, że nigdy nie został skazany za przestępstwa seksualne, a jednoznaczna ocena jego zachowań została dokonana jedynie przez przedstawicieli UK Athletics, to trudno, by takie oświadczenia miały rozwiewać wszystkie wątpliwości polskich działaczy.