Zapaść w polskiej lekkoatletyce. "No to jest straszne"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Na zdjęciu: Anna Gryc
PAP / Na zdjęciu: Anna Gryc
zdjęcie autora artykułu

Po raz pierwszy od 1956 roku Polska nie wyśle na igrzyska olimpijskie reprezentanta kraju w konkurencji 400 metrów przez płotki. - To jest straszne - mówi o różnicy dzielącej naszych zawodników od najlepszych na świecie Paweł Januszewski.

Nasz najlepszy reprezentant w tej konkurencji zajmuje w światowym rankingu 115. miejsce. Wśród kobiet jest tylko trochę lepiej, bo jest to pozycja numer 83. Efekt? Na tegorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu nie zobaczymy ani jednego zawodniczki i zawodnika w konkurencji 400 metrów przez płotki.

Na 400 metrów mamy wielką gwiazdę Natalię Kaczmarek, jest też grupa zawodniczek, która prezentuje europejski poziom na tym dystansie. Wśród panów jest gorzej, jednak młodzi Maksymilian Szwed i Igor Bogaczyński dają nadzieję, że w kolejnych latach będziemy mieli z nich wielką pociechę. Nie można też zapominać o Kajetanie Duszyńskim czy Karolu Zalewskim.

Dlaczego więc taka zapaść dopadła nasze płotki?

ZOBACZ WIDEO: Co się dzieje z Robertem Lewandowskim? "Kadra musi to wyrzucić z głowy"

- To bardzo przykre. Z drugiej strony, wahania są w każdej konkurencji. Są cykle, gdzie pojawia się gwiazda, która przy okazji może też pociągnąć za sobą grupę innych młodych zawodników. Ten cykl kiedyś się kończy i to jest w miarę naturalne - mówi nam Paweł Januszewski, były rekordzista Polski, mistrz Europy, finalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w biegu na 400 m ppł.

Na niedawnych mistrzostwach Polski wśród kobiet znów najlepsza okazała się Joanna Linkiewicz. 34-latka, która wróciła do biegania po przerwie macierzyńskiej i problemach ze zdrowiem. I po wygraniu finału ogłosiła zresztą zakończenie kariery. Izabela Smolińska i Anna Gryc w tym roku zrobiły krok do przodu, osiągając nowe rekordy życiowe (56,46 s i 56,71 s), jednak ich rezultaty nie mogą jeszcze imponować.

Zwłaszcza, że nie są to płotkarki dopiero wchodzące w wiek seniora. Obie są z rocznika 1999 i już naprawdę niedługo w ich przypadkach rozpocznie się wsteczne odliczanie. Nie mają więc na co czekać.

A wśród panów? Niestety, w męskich płotkach największą "gwiazdą" pozostaje lekkoatleta, który wsławił się bójką z Jakubem Krzewiną i nękaniem Ewy Swobody. Złotym medalistą mistrzostw Polski został Krzysztof Hołub z czasem 50,32. W tym roku zawodnik z Lublina skończy 24 lata i bardzo daleko mu jeszcze choćby do europejskiego poziomu.

Na zdjęciu: Paweł Januszewski
Na zdjęciu: Paweł Januszewski

Według Januszewskiego w lekkoatletyce pojawiają się cykle, które jednak trzeba wykorzystać. Po zakończeniu kariery przez Marka Plawgo w 2013 roku wydawało się, że jego rolę przejmie Patryk Dobek, który po zaledwie roku treningu płotków był w finale mistrzostw świata w Pekinie, zbliżając się do rekordu kraju (48,40 w 2015 - rekord Polski 48,12 s).

Jeszcze w 2018 roku Dobek był blisko medalu na mistrzostwach Europy w Berlinie (piąte miejsce), jednak wkrótce postanowił przestawić się na 800 metrów i treningi u Zbigniewa Króla. Polska zyskała olimpijski medal w Tokio, jednak zatraciła płotki. Bo nie widać nikogo, kto może biegać regularnie poniżej 49 sekund. A poziom nie tylko na świecie, ale i w Europie, poszedł bardzo mocno do przodu.

- Nic się u nas nie zmieniło. Był Ryszard Szparak, potem lata czekania, byłem ja z Markiem Plawgo, potem znowu przerwa, gdy wyniki robił Patryk Dobek. I znowu przerwa. Czy ktoś popełnił błąd? Być może, choć powtarzam - takie cykle pojawiają się także w innych konkurencjach. Mieliśmy przecież Monikę Pyrek i Annę Rogowską w skoku o tyczce, Artura Partykę w skoku wzwyż.  Brakuje być może impulsu, jednego lekkoatlety, który mógłby udowodnić innym, że można.

- Wspomniany Artur Partyka pokazywał, że nie trzeba być czarnoskórym skoczkiem z Kuby, żeby skakać na światowym poziomie. I pokazał młodej grupie innych, że można. Na razie jednak nikt taki nie trafił się w płotkach, a świat nam bardzo odbiegł. Ta różnica w wynikach jest po prostu straszna - nie ma wątpliwości Januszewski.

Rzeczywiście, konkurencja 400 m przez płotki przeżywa złoty czas. Karsten Warholm, Alison dos Santos i Rai Benjamin osiągają kosmiczne wyniki wśród panów (poniżej 47 sekund), u pań rekordy świata poprawia Sydney McLaughlin-Jerome (50,65 s), a goni ją niesamowita Femke Bol (51,45 s).

- Ale z drugiej strony, dla charakternych ludzi może to być motywacja, żeby mieć cel, żeby dołączyć do światowej czołówki. Bo dla ludzi lękliwych w sporcie nie ma miejsca. Na dodatek nie można mieć wymówek, że to konkurencja dla zawodników czarnoskórych. Przecież Karsten Warholm to prawie nasz sąsiad - wskazuje.

Na czym więc oprzeć optymizm? Nasz rozmówca wierzy, że temat zapaści jego ukochanej konkurencji będzie nieaktualny.

- A może jest tak, że mamy już lekkoatletów z wielką przyszłością, tylko że jeszcze o tym nie wiemy i za kilka miesięcy na mistrzostwach Polski objawi się młodzieżowiec? Wtedy cała nasza rozmowa będzie już nieaktualna - śmieje się. - Niestety, nie mam innego pomysłu. Zawsze można się tłumaczyć brakiem odpowiedniego materiału, że nie ma talentów czy tym, że piłkarskie akademie drenują ponad 90 procent młodych chłopców i biorą ich do siebie. Ale nie zamierzam być populistą i szukać tanich wytłumaczeń - kończy.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty