"Topór wojenny został zakopany". Sztafeta chce wrócić na swoje miejsce

Getty Images / Na zdjęciu: sztafeta kobiet 4x400 m
Getty Images / Na zdjęciu: sztafeta kobiet 4x400 m

Po nieudanym występie na MŚ polska sztafeta kobiet zamierza wrócić na swoje miejsce podczas ME w lekkoatletyce. Czytaj: na podium. Sprinterki zapewniają, że nieporozumienia zostawiły za sobą.

Tego nikt się nie spodziewał. Po fantastycznych indywidualnych wynikach Natalii Kaczmarek i Anny Kiełbasińskiej w pierwszej części sezonu sztafeta 4x400 kobiet, która od lat daje nam tyle radości na największych imprezach, była murowanym kandydatem do medalu na mistrzostwach świata w Eugene.

Nawet najwięksi pesymiści nie zakładali braku awansu do finału. Niestety, po latach sukcesów przyszła duża porażka i w USA nasza sztafeta nawet nie przebrnęła eliminacji.

Nasze sprinterki nie ukrywały, że rozczarowujący wynik był sumą wszystkich nieporozumień i problemów, które nagle spadły na zespół. Niedopilnowanie regulaminu sprawiło, że w sztafecie mieszanej nie pobiegła Kiełbasińska. To z kolei doprowadziło do publicznych oskarżeń, atmosfera zrobiła się fatalna.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za widoki! Polka zaszalała w USA

Na dodatek Natalię Kaczmarek dopadły na tyle poważne kłopoty żołądkowe, że przykuły ją na dwa dni do łóżka. Jeśli dołożymy do tego problemy ze zdrowiem Justyny Święty-Ersetic oraz nastąpnięcie przez rywalkę na buta Małgorzaty Hołub-Kowalik w eliminacjach i jej stopę pełną krwi, wygląda na to, jakby w Eugene spadły na sztafetę wszystkie możliwe nieszczęścia.

Puszka Pandory pozostała w USA

Czy w Monachium będzie lepiej i ekipa trenera Matusińskiego wróci na swoje miejsce?

- Moim zdaniem całą puszkę Pandory zostawiliśmy za sobą w Eugene. Będziemy walczyć o medal - mówi nam Hołub-Kowalik. Doświadczona sprinterka nie jest w pełni formy - straciła sezon halowy przez kontuzję stopy, wiosną przyszły kolejne problemy.

Wciąż jednak jest w czołówce polskich list, ale nie ukrywa, że na mistrzostwach Europy jej zadaniem będzie też wsparcie mentalne dla szybszych koleżanek. - Będę wspierać koleżanki na każdym kroku, dbać o atmosferę, ale tak jest zawsze.

Multimedalistka największych imprez nie chce też już wracać do tego, co wydarzyło się w Eugene.

- Topór został zakopany. Każdy z nas jest nastawiona, by startować na ME jako reprezentantka kraju i zrobimy wszystko, żeby zaprezentować się jak najlepiej. Nie ma kalkulacji, temat który miał się wylać, wylał się już w USA. Niepotrzebnie doszło to do mediów, ale to już za nami.

O zostawieniu problemów za sobą świadczą też wypowiedzi innych reprezentantek.

"Nie ma do czego wracać"

- Chcemy się odbić po nieudanych mistrzostwach świata, na których zupełnie nam nie wyszło. Wypadki przy pracy się zdarzają, a w USA zdarzyło się tak, że wszystkie miałyśmy jakieś problemy. Teraz już wiadomo, że wszystko jest w porządku i wszystkie zadeklarowałyśmy chęć walki o złoto - ocenia Kaczmarek.

- Takie rozpamiętywanie bardziej przypomina czasy gimnazjalne, a jesteśmy dorosłymi ludźmi. Nie ma o czym pamiętać, trzeba patrzeć do przodu i ja tak będę robić. To nie jest konkurs na "przyjaciółkę roku", to profesjonalny sport. My mamy biegać. To jest najważniejsze - dodaje Kiełbasińska (WIĘCEJ TUTAJ).

Zwłaszcza jej słowa dają nadzieję, że w Monachium nie będzie nieporozumień. Na sprinterkę spadło sporo słów krytyki także ze strony innych reprezentantów Polski, jednak zapewnia, że nie zamierza oglądać się za siebie. W sztafecie nie trzeba się kochać, chodzi o realizację wspólnego celu.

- Dziewczyny są mocno zmotywowane, ale porażka wciąż jest z tyłu głowy. Ciężko ugasić pożar i w jeden dzień o tym wszystkim zapomnieć. Staramy się wspólnymi siłami dotrzeć do końca tego sezonu, który jest naprawdę bardzo trudny.  Dwie duże imprezy to ogromny wysiłek - ocenia Hołub-Kowalik.

Aniołki zabiorą nas do nieba?

Sezon jest rzeczywiście długi i wyczerpujący, ale jest o co walczyć. W Monachium Polki będą przecież bronić złotego medalu wywalczonego cztery lata temu, również na niemieckiej ziemi. Złoto w Berlinie w 2018 roku smakowało wyjątkowo, zostało przecież zdobyte w wyjątkowych okolicznościach.

Przypomnijmy, że zaledwie 90 minut przez finałem sztafety odbył się finał 400 m kobiet, w którym wystąpiły Justyna Święty-Ersetic i Iga Baumgart-Witan. Obie spisały się świetnie - pierwsza zdobyła złoto, druga była piąta. Na dodatek obie pobiły w tym biegu swoje rekordy życiowe.

Po 1,5 h Aniołki Matusińskiego znów stanęły na starcie i sięgnęły po złoto, po raz kolejny zabierając nas do nieba. Czas to powtórzyć.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Komentarze (5)
avatar
MirekS50
16.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kiedy kończy się praca na treningach A żyje się lepiej z reklam To wyniki są jakie są. Dzisiaj już nie ma sportu. Bo najlepiej są oceniani nie Ci sportowcy Co siągają dobre wyniki Ale Ci co pok Czytaj całość
avatar
Pan Mariusz
16.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A ja te mistrzostwa j.bę! Nawet na sekundę nie zamierzam włączyć. 
avatar
Tomek Pietrzak
15.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Trzymam kciuki za dziewczyny 
avatar
JÓZIO Bajden
15.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
". Sztafeta chce wrócić na swoje miejsce” Tzn na bilbordy szprycy / OstatniejProstej. A kto by nie chciał. Tyle hajsu można dostać z naszych podatków za zrobienie z siebie taniej…. Kurtyzany