Janusz Gortat, były pięściarz, medalista olimpijski, tata Marcina, zmarł w grudniu. Syn, mimo nie najlepszych stosunków z ojcem, zdążył się z nim pożegnać. "Jak mnie ścisnął zaRozwiń
dłoń, to prawie mi rękę zgniótł".
- Był moment, kiedy trzeba było spotkać się z tatą. Na koniec dnia to jest mój ojciec, który dał mi życie. Chciałem to zrobić, niestety telefon
ze strony Roberta przyszedł pierwszy. I doszło do spotkania w takich okolicznościach – tłumaczy Marcin Gortat w programie "Życie po życiu".
Dodaje, że na 99
proc. tata go rozpoznał.
- Jak mnie ścisnął za dłoń, to prawie mi rękę zgniótł. Może był zły na mnie, nie wiem, ale na pewno było miło się spotkać z tatą, choć to już nie
był ten sam człowiek. Jak byłem młodym smarkaczem biegającym na obozach bokserskich obok Gołoty, Adamka i obok wszystkich innych legend, słyszałem, że Jasiu Gortat był nie do zdarcia. Tak go
zapamiętałem. W momencie, kiedy przyjechałem się z nim zobaczyć po wielu latach, już był ćwiartką dawnego taty. To było smutne, ale tak wygląda życie. Tata był już bardzo schorowany -
przyznaje były gwiazdor NBA i reprezentacji Polski.