Cel minimum coraz bliżej - rozmowa z Marko Popoviciem, chorwackim rozgrywającym

Średnio 12,5 punktu zdobywa Marko Popović w każdym ze spotkań w barwach reprezentacji Chorwacji podczas EuroBasketu 2009. Rozgrywający Unicsu Kazań był również ważnym zawodnikiem swojej drużyny w starciu z Niemcami, którego zwycięzca mógł cieszyć się z awansu w ćwierćfinale. Po ostatnim gwizdku sędziego koszykarz podzielił się opinią o tym meczu z portalem SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Przede wszystkim - gratuluję awansu do ćwierćfinału. Jak pan się czuje?

Marko Popović: Dziękuję, czuję się świetnie. Przed meczem wszyscy byliśmy maksymalnie skoncentrowani, bo wiedzieliśmy, że w grę wchodzi tylko zwycięstwo, ale to jest sport, to jest koszykówka i niczego nie można być pewnym. Wszystko jednak dobre, co się dobrze kończy.

Ale przecież turniej tak naprawdę rozpoczyna się od nowa. Przegrany w ćwierćfinału odpada z gry o medale...

- Masz rację. Teraz dopiero wyjdzie, kto ma charakter i wolę walki, a kto nie. W tej fazie słabych drużyn już nie będzie, więc konfrontacje z każdym rywalem należy potraktować jak mecz o złoto.

Zajmując czwarte miejsce, musicie zmierzyć się z liderem grupy F. A więc Turcja czy Słowenia?

- Turcja gra świetną koszykówkę. Odprawili z kwitkiem Hiszpanię i, mimo że ta nie prezentuje się na tym turnieju zbyt dobrze, to wielkie zwycięstwo. Ponadto wygrali z Polską, choć podejrzewam, że gospodarze mieli wsparcie w postaci co najmniej pięciu czy sześciu tysięcy fanów. Tak, Turcja jest mocna. Ale z drugiej strony Słowenia też nie jest słabszym przeciwnikiem. To inteligentna drużyna i myślę, że pojedynek pomiędzy państwami bałkańskimi byłby czymś ciekawym. Aczkolwiek z kim nie przyjdzie nam grać, na pewno wyjdziemy na parkiet nastawieni bojowo.

Mało jednak brakowało, a mogłoby was zabraknąć w ćwierćfinale. Losy meczu z Niemcami wahały się na włosku do ostatnich sekund...

- To bardzo ciekawa drużyna. Młoda, niedawno zbudowana, może niezbyt doświadczona, ale grająca mądrą koszykówkę. Oczywiście popełniają też błędy, ale uważam, że ich grę należy ocenić pozytywnie. Przeciwko nam zaprezentowali się świetnie, trafiali dużo niesamowitych rzutów z dystansu, lecz na szczęście jesteśmy ekipa bardziej zgraną i bardziej doświadczoną, więc to my gramy dalej.

A jak pan podsumuje to spotkanie w kontekście własnego występu?

- Najważniejsze, że wygraliśmy. Na parkiet wchodzimy jak zespół, i jako zespół z niego schodzimy. Nie ma miejsca na indywidualne popisy. Każdy stara się wnieść do gry coś innego, jakiś powiew świeżości i element zaskoczenia.

Trener Repesa podkreślił, że nie gracie najlepiej, ale cel jaki sobie założyliście, miejsce pozwalające na grę w przyszłorocznych Mistrzostwach Świata, jest coraz bliżej...

- Tak, przed turniejem stwierdziliśmy, że przede wszystkim i w pierwszej kolejności walczymy o to by znaleźć się na przyszłorocznym czempionacie. Jak wiadomo, bezpośrednio awansuje sześć ekip, chyba, że w tej szóstce znajdzie się Turcja, która jest gospodarzem, wtedy więc awans uzyska siedem drużyn. Wygląda, że Turcja znajdzie się w tej czołówce, więc bardzo nie chcielibyśmy być najgorsi ze wszystkich zespołów, które grają w ćwierćfinale, bo to oznaczałoby ósmą pozycję.

Komentarze (0)