Nie "podłożył się" przyjacielowi. "Nie możemy kalkulować, takie sytuacje nie mogą mieć miejsca"

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Przemysław Frasunkiewicz
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Przemysław Frasunkiewicz

Anwil nie odpuścił w meczu z walczącym o ligowy byt HydroTruckiem. Do pierwszej ligi spadła więc drużyna prowadzona przez przyjaciela Przemysława Frasunkiewicza. - To jest przykre, ale to nie wina tego jednego spotkania - mówi trener włocławian.

W meczu ostatniej kolejki sezonu zasadniczego Energa Basket Ligi Anwil Włocławek pokonał na wyjeździe HydroTruck Radom 92:84, dzięki czemu zajął drugie miejsce w tabeli. Przyjezdni nie "odpuścili" tego spotkania, bowiem grali o jak najlepsze rozstawienie przed fazą play-off. Gospodarze walczyli natomiast o być albo nie być na kolejne rozgrywki.

Walczący "o życie" rywal stawił bardzo mocny opór

- HydroTruck robił wszystko, co mógł, aby ten mecz wygrać. Trafili 16 "trójek" z naprawdę trudnych pozycji. To rzadko się zdarza - przyznał Przemysław Frasunkiewicz. Dla porównania, jego podopieczni siedmiokrotnie znaleźli drogę do kosza zza linii 6,75 m. - Cieszę się, że wygraliśmy walkę na tablicach i mieliśmy 22 asysty. Zapewniliśmy sobie drugie miejsce po rundzie zasadniczej i to jest najważniejsze - podkreślił trener gości. Włocławianie zebrali 48 piłek, przy 35 takich zagraniach rywali.

- Nie szło nam tak, jak byśmy tego chcieli - nie ukrywał Michał Nowakowski. - Mieliśmy swoje problemy, nie mogliśmy trafić do kosza w pierwszej połowie za trzy punkty, w drugiej popełniliśmy wiele fauli, które dały drużynie z Radomia dużo osobistych i dzięki temu pod koniec meczu zrobiło się nerwowo - zaznaczył zdobywca czterech punktów.

ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie

Nie "podłożyli się"

Przed środowym spotkaniem w kuluarach przewijały się spekulacje, że Frasunkiewicz może dać odpocząć swoim kluczowym koszykarzom i w ten sposób "podać rękę" swojemu przyjacielowi, Robertowi Witce. O utrzymaniu HydroTrucku decydował nie tylko wynik konfrontacji w Hali MOSiR-u w Radomiu, ale miejscowi musieli również liczyć na porażkę GTK. Gliwiczanie pokonali jednak u siebie Kinga Szczecin 73:70, zaś włocławianie zagrali "na maksa".

- Nie możemy kalkulować. Dostałem mnóstwo pytań, czy "podłożymy się" w meczu przeciwko drużynie, którą prowadzi mój przyjaciel, Robert Witka. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca - stwierdził stanowczo Frasunkiewicz. - Co innego, gdybyśmy mieli pozycję zapewnioną, wtedy pewnie bym oszczędzał graczy, bo taka sytuacja była i to jest normalne, ale gdy sprawa jest otwarta, to trzeba grać i próbować wygrać - kontynuował.

Na pozycję w tabeli pracuje się przez całą rundę

- To nie jest fajna rzecz ani dla Roberta, ani dla mnie. Ja się cieszę, że wygraliśmy i mamy drugie miejsce, ale z drugiej strony nie jestem zadowolony, że HydroTruck spada i że Robert nie wygrał. Musimy jednak pamiętać, że to, że mamy drugie miejsce, to nie jest tylko ten mecz, tak samo jak to, że HydroTruck jest ostatni - zwrócił uwagę trener Rottweilerów.

W środowy wieczór żaden z zawodników się nie oszczędzał. Poskutkowało to kilkoma kontuzjami w szeregach Anwilu, za co szkoleniowiec nie ma jednak pretensji do przeciwników. Urazów nabawili się m.in. Sebastian Kowalczyk czy Jonah Mathews. - W paru zagraniach nasi gracze ucierpieli, ale też nie można się dziwić drużynie z Radomia, bo grała "o życie". Walczyli bardzo ambitnie, a wiadomo, że przy takiej rywalizacji jakieś urazy mogą się zdarzyć. Mamy przynajmniej czterech graczy kontuzjowanych i mamy cztery dni, żeby postawić ich na nogi - skomentował Frasunkiewicz.

Czują się lepsi od torunian i chcą to udowodnić

Bardzo ciekawie zapowiadającą się rywalizację ćwierćfinałową z Twardymi Piernikami Toruń Anwil rozpocznie już w świąteczny poniedziałek. - Przed sezonem zakładaliśmy, że zajmiemy szóste miejsce, naszym celem był powrót do fazy play-off. Tymczasem skończyliśmy na bardzo wysokiej, drugiej lokacie, ale to za chwilę może nie mieć znaczenia, bo w play-offach świetne mecze i wyniki z sezonu zasadniczego mają małe znaczenie i wszystko zaczyna się od nowa - przestrzegł "Franc". W bieżących rozgrywkach jego zespół dwukrotnie pokonał lokalnego rywala.

- Na pewno rywalizacja będzie ciekawa z powodu kilku aspektów. Będą to derby kujawsko-pomorskiego, każdy się szykuje i zaciera ręce na to widowisko. Chcemy udowodnić, że drugie miejsce nie było dziełem przypadku, czujemy się lepsi i chcemy wygrać tę pierwszą rundę play-off - zapowiedział Nowakowski.

Czytaj również:
>> Igor Milicić: Nikogo się nie boimy
>> Będzie głośny powrót? Żan Tabak zajmie jego miejsce?!

Komentarze (0)