Był na zakręcie, teraz ma ważną rolę w rewelacji PLK. Prorocze słowa ojca! [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Musiał i Mathews
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Musiał i Mathews

Jest sercem rewelacyjnego beniaminka PLK, właśnie otrzymał powołanie na zgrupowanie kadry w Lublinie, pokaże się przed nowym trenerem. Na co dzień studiuje na Politechnice Wrocławskiej, w wolnych chwilach gra na pianinie!

Jest wychowankiem WKS-u Śląska Wrocław, to tam stawiał swoje pierwsze kroki w zawodowej koszykówce, zadebiutował też w barwach wrocławskiego klubu na parkietach Energa Basket Ligi. Prawdziwą szansę - jak to sam nazywa - otrzymał jednak w Słupsku, dał mu ją trener Mantas Cesnauskis, któremu Jakub Musiał wiele zawdzięcza.

W rewelacyjnie spisującym się beniaminku (bilans 9:2, lider PLK) 23-latek odgrywa ważną rolę "3&D", czyli zawodnika łączącego rzuty za trzy punkty z dobrą grą w obronie. Jego dobrą grę zauważył nowy trener kadry Igor Milicić, który powołał go na zgrupowanie w Lublinie. Musiał w niedalekiej przyszłości może odgrywać ważne role w biało-czerwonych barwach.

- Czy mam żal do kogoś ze Śląska? Nie. Ta sytuacja nauczyła mnie charakteru. Nie ukrywam, że to były trudne momenty. Czasu na ruch nie było dużo, bo zamykało się okienko transferowe w I lidze. Nie ukrywam, że moje koszykarskie życie było nieco na zakręcie, nie wiedziałem, jak to wszystko się ułoży - mówi nam Jakub Musiał.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Powiem wprost: jestem zaskoczony, jak dobrze Jakub Musiał radzi sobie na parkietach PLK. Nie spodziewałem się, że wskoczy pan na tak wysoki poziom i będzie mocnym punktem słupskiego zespołu. Siebie też pan zaskoczył?

Jakub Musiał, zawodnik Czarnych Słupsk, beniaminka PLK: Szczerze? Nie jestem zaskoczony. Cieszę się z faktu, że znalazłem miejsce, w którym trener Mantas Cesnauskis chce i wie, jak wykorzystać moje największe atuty. Mam swoją konkretną rolę w zespole, choć ta w ostatnich miesiącach nieco się zmieniła. W minionym sezonie na parkietach I-ligowych mogłem nieco więcej umiejętności pokazać w ataku, teraz w PLK skupiam się przede wszystkim na wyłączeniu najlepszych graczy obwodowych. Wydaje mi się, że spełniam oczekiwania trenera Cesnauskisa. Cały czas się uczę, bo to tak naprawdę mój pierwszy prawdziwy sezon w ekstraklasie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: olbrzymie święto na ulicach! Te obrazki robią wrażenie

Ogląda pan swoje mecze, analizuje poszczególne akcje, błędy?

Oczywiście. Mam taką zasadę, którą nazywam: "24 godziny". Wiem, że korzysta z niej m.in. trenerka kobiecej reprezentacji USA. Chodzi o to, że po zakończeniu spotkania masz 24h na przeprowadzenie analizy - nie ma znaczenia, czy wygranego, czy przegranego. Oglądam spotkanie, patrzę, co zrobiłem dobrze, a co źle. Robię notatki, by później faktycznie z tego wyciągać wnioski. Sporo też oglądam wideo przed meczami. Analizuję zagrania poszczególnych zawodników. Najczęściej tych, których później będę krył w spotkaniu. Trener mi mówi, na kogo mam się nastawiać. Nie ukrywam, że taka analiza mi sporo pomaga. Wiem, czego mogę się spodziewać na boisku.

Panu odpowiada rola zadaniowca?

Tak. Na co ja mam narzekać, jeśli mam minuty i szansę się pokazać na poziomie PLK? Na ten moment jestem bardzo zadowolony. Choć nie ukrywam, że po cichu liczę, iż z czasem przyjdzie nieco większa rola w ataku.

Jak się gra obok Klassena i Garretta, dwóch liderów Czarnych Słupsk? To frajda?

Tak. Oni ściągają na siebie dużo uwagi rywali, co sprawia, że inni mają nieco więcej miejsca w ataku. Trener nam wprost powiedział: "jeśli masz pozycję, to rzucaj, nie wahaj się". Często sobie powtarzam, że mam rolę "3&D" w zespole. Podobnie jest z Bartkiem Jankowskim. Wydaje mi się, że w 80-90 procentach wywiązujemy się ze swoich zadań.

Jak pan, wychowanek Śląska Wrocław, trafił do Czarnych Słupsk?

Oj... to długa historia! Całe życie spędziłem we Wrocławiu: rodzina, przyjaciele, szkoła, studia, klub sportowy. Wraz z Olkiem Dziewą wprowadziliśmy zespół Śląska z II do I ligi, później awansowaliśmy - poprzez dziką kartę - do ekstraklasy. Myślenie, nastawienie klubu i też trenera Vidina zmieniło się względem mnie, przez co musiałem opuścić zespół.

Jakub Musiał świetnie czuje się w zespole ze Słupska
Jakub Musiał świetnie czuje się w zespole ze Słupska

Ma pan do kogoś żal?

Nie. Ta sytuacja nauczyła mnie charakteru. Nie ukrywam, że to były trudne momenty. Czasu na ruch nie było dużo, bo zamykało się okienko transferowe w I lidze. Nie ukrywam, że moje koszykarskie życie było nieco na zakręcie, nie wiedziałem, jak to wszystko się ułoży. A jeszcze w tamtym czasie - gdy zmieniałem kluby - zdawałem "inżynierkę". To był trudny czas.

Żalu nie ma, a czy pojawiła się taka nostalgia, że nie będzie już pan częścią wielkiego Śląska, 17-krotnego mistrza Polski?

Na pewno tak, bo każdy w dzieciństwie marzy o tym, by grać w Śląsku Wrocław. Gdy wchodzi się do "Kosynierki" i widzi się te wszystkie mistrzowskie sztandary, legendy w postaci Wójcika i Zielińskiego, to pojawiają się myśli: "może też kiedyś uda mi się coś takiego osiągnąć?".

Dalej pan o tym marzy? Czy jednak odejście ze Śląska było odcięciem przeszłości grubą kreską?

Pamiętam swoją przeszłość, bo to daje mi dużo motywacji. Nie mówię, że nigdy nie wrócę do Śląska. Teraz zacząłem nowy rozdział i sam jestem ciekaw, jakie życie napisze kolejne rozdziały. Nie chcę mówić, że jestem pełnoprawnym graczem ekstraklasowym, ale coś zaczynam w niej prezentować i pokazywać.

Czyli z pół etatu przechodzi pan na cały etat?

Idealne określenie!

A odejście ze Śląska oznaczało wyjście ze swojej strefy komfortu?

Już nie pierwszy raz to zrobiłem! Lubię to określenie, kiedyś mój tata mówił mi tak: "jeżeli tego nie zrobisz, nie staniesz się lepszy".

Miał rację?

Oczywiście. We Wrocławiu miałem strefę komfortu. Co prawda koszykarsko nie było łatwo, ale życiowo wszystko miałem tam ułożone: rodzina, szkoła, przyjaciele. Jak wyjechałem do Słupska, to zobaczyłem, jak wygląda inne życie. Nie mam tutaj aż tylu znajomych, rodziny.

Dalej pan studiuje?

Tak, co jest wyzwaniem. To hybrydowe nauczanie na Politechnice Wrocławskiej. Nauka jest dla mnie bardzo ważna. Trzeba się kształcić. Kiedyś gra w koszykówkę dla mnie się skończy, a wtedy trzeba dalej iść do przodu. Może w moim przypadku kolejną drogą będą protezy, implanty czy urządzenia rehabilitacyjne. Nie wiem, życie pokaże.

Wie pan, co łączy Musiała, Witlińskiego, Jankowskiego czy Słupińskiego?

Niech pomyślę. To że w innych klubach nie odgrywaliśmy dużej roli?

Tak. Dodam więcej: nikt na was nie postawił. A to robi Mantas Cesnauskis i to z powodzeniem. Dlaczego? Ma pan gotową odpowiedź?

Wydaje mi się, że stawia przed nami konkretne zadania, do których się dostosowaliśmy i staramy się je jak najlepiej realizować. Jesteśmy zawodnikami - też Klassen, Garrett czy Beech - którzy są bardzo ambitni, ciężko pracują i mają coś do udowodnienia.



CZYTAJ TAKŻE:
Krzysztof Szubarga: Kariera jak pstryknięcie palcem. Żałuję tylko jednego
Prezes lidera PLK nie ukrywa: Nadal szukamy pieniędzy [WYWIAD]
"Jesteśmy ligowym średniakiem". Mają kasę, a nie ma wzmocnień. Dlaczego?!
Najmłodszy trener w lidze mówi wprost: Nie ma głupich pytań

Źródło artykułu: