EBL. Kamil Łączyński: Chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w zespole, który walczy o mistrzostwo

Materiały prasowe / WKS Śląsk Wrocław / Na zdjęciu: Kamil Łączyński
Materiały prasowe / WKS Śląsk Wrocław / Na zdjęciu: Kamil Łączyński

- Każdy lubi i chce być w blasku fleszy, odgrywać pierwszoplanową rolę w zespole, który zdobywa mistrzostwo Polski. Nie ukrywam, że chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w takiej ekipie. Może to będzie Śląsk? Nie wykluczam tego - mówi Kamil Łączyński.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Porażka w Gdyni z Arką 73:86 to zimny prysznic dla Śląska? Ostatnio wygraliście trzy mecze z rzędu w dobrym stylu.[/b]

Kamil Łączyński, rozgrywający Śląska Wrocław: Nie nazwałbym tej porażki zimnym prysznicem, bo Arka Gdynia to renomowana i klasowa drużyna. Swoimi umiejętnościami zapracowali na dużą liczbę otwartych rzutów, z których skorzystali. Dobrze wykorzystywali nasze wszystkie, nawet najmniejsze błędy. Arka zagrała fizycznie, agresywnie i przez to często stawała na linii rzutów wolnych. Miała sporo łatwych punktów. Taka jest koszykówka.

Zobacz także: Tony Wroten już czaruje w Hiszpanii. Joventut ograł Real Madryt!

W trakcie meczu zaiskrzyło między panem i Joshem Bosticiem. Co tam się wydarzyło?

Szanuję dobrych graczy i takim właśnie jest Josh Bostic. Mimo że w trakcie meczu potrafimy sobie powiedzieć 3-4 "ciepłe" słowa, to po spotkaniu zawsze przybijamy sobie piątkę, dziękujemy za rywalizację. To duża przyjemność grać przeciwko niemu. To klasowy zawodnik, który w ten sposób zachowuje się także poza boiskiem. Był jednym z niewielu, który po piątym spotkaniu zeszłorocznego półfinału pozostał na parkiecie i szczerze pogratulował zwycięstwa. Bardzo go za to szanuję.

Wróciły wspomnienia z tamtego meczu? Seria Anwilu z Arką stała wtedy na niebotycznym poziomie.

Pewnie, że wspomnienia wróciły. Miło do nich wracać. To był niewiarygodny mecz. Do dzisiaj pamiętam ten tłum kibiców z Włocławka. To była prawdziwa biała armia na trybunach. I te wspomnienia zostaną do końca życia...

ZOBACZ WIDEO: Trener największym problemem nowego klubu Krzysztofa Piątka? "W Bayernie piłkarze ustalali taktykę za niego"

Wróćmy do Śląska. Od momentu przejęcia drużyny przez trenera Olivera Vidina wygraliście 6 z 10 meczów. Co takiego zmienił serbski szkoleniowiec?

Dobrze i intensywnie trenujemy. A to przekłada się na wyniki i grę. Jest jasno określona hierarchia w zespole. Każdy wie, co i jak ma robić na boisku. Trener powiedział nam wprost, że mamy robić to, co umiemy robić najlepiej. To się sprawdza. Michael Humphrey umie skakać na alley-up, to jest przeze mnie i Danny'ego obsługiwany podaniami. Devoe jest świetnym strzelcem, więc wykorzystujemy go na otwartych pozycjach. Maciek i Torin w kontrze. Znaleźliśmy swoje mocne strony i ukrywamy nasze słabe punkty. To jest klucz do zwycięstw.

Mocną stroną Kamila Łączyńskiego jest oddawanie dużej liczby rzutów? W meczu z Arką oddał pan aż 12 rzutów z dystansu. Nie przypominam sobie tak dużej liczby oddanych rzutów z pana strony.

To były otwarte pozycje, takie jakie wykonuje na co dzień. Duża liczba minut spowodowała, że te rzuty dolatywały tylko na pierwszą obręcz. Ale to nie było tak, że forsowałem rzuty. Trener przed meczem mówił, że mam spodziewać się takiej sytuacji. 4 celne rzuty na 12 prób - zgodzę się z tym, że to nie jest zjawiskowa skuteczność, przydałoby się trafić z 2-3 rzuty więcej.

W Śląsku widzimy innego Kamila Łączyńskiego. W Anwilu rzadko decydował się pan na akcje rzutowe.

To prawda. Trener Vidin mówi mi wprost, że mam podejmować akcje rzutowe. I to jak najwięcej, gdy tylko jest do tego okazja. Mam się nie wahać, nie zastanawiać. Jest otwarta pozycja, rzucaj - słyszę od trenera. Na treningach dobrze to wygląda. Dlaczego tego nie robić w meczach?

Jak się panu podoba wersja rzucającego Kamila Łączyńskiego?

Bardzo mi się podoba. Każdy chce grać w ataku do kosza, zdobywać punkty, a nie tylko grać wszerz lub wzdłuż i podawać piłkę.

Jakim trenerem jest Oliver Vidin?

To jest trener, który dba o dobrą relację z zawodnikami, ale przy tym trzyma dyscyplinę. Prowadzi zespół twardą ręką. Są jasno ustalone zasady w ataku i w obronie. Najbardziej podoba mi się w nim to, że nie narzeka na sytuację, którą zastał. Najłatwiej jest przyjść i zrobić 3-4 zmiany i wtedy tworzyć wszystko pod siebie. On wziął zespół i pokazuje, że można z tymi ludźmi coś dobrego zrobić. Często podkreśla, że w nas wierzy. Wierzy w play-off, a nawet w coś więcej...

Pan też w to wierzy?

Wolę mniej mówić, a więcej robić na parkiecie. Wierzę w chłopaków, wierzę w swoje umiejętności. Twardo stąpamy po ziemi, patrzymy z meczu na mecz. Były Wilki, teraz Arka, później Polpharma. Uważam, że na 5-6 miejsce mamy szansę, zwłaszcza że liga jest bardzo wyrównana.

We Włocławku często udzielał pan wywiadów. Pana słowa, zachowania i gesty były szeroko komentowane. Teraz jest nieco inaczej. Mam wrażenie, że jest pan nieco na uboczu. To panu pasuje? Świadome działanie?

Należy pamiętać o tym, że taki jest świat we Włocławku. Czy potrzebowałem oddechu? Nie. Uważam, że każdy lubi i chce być w blasku fleszy, odgrywać pierwszoplanową rolę w zespole, który zdobywa mistrzostwo Polski. Nie ukrywam, że chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w takim zespole. Może to będzie właśnie Śląsk? Nie wykluczam tego.

Podobno miał pan furtkę w kontrakcie na odejście do klubu zagranicznego. Pojawiły się jakieś propozycje w trakcie sezonu?

Ta opcja była tylko do końca października. To nie był długi okres. Agenci nic mi nie wspominali, więc przypuszczam, że nikt nie dzwonił. Mam kontrakt ze Śląskiem do końca sezonu.

Zobacz także: EBL. Chris Dowe: Sezon nie kończy się na Lidze Mistrzów. Mamy o co grać

Źródło artykułu: