- W tak dziwnym i zakręconym meczu nie miałem jeszcze okazji grać. Nadal jestem w szoku, że to zrobiliśmy i przywieźliśmy wygraną do Sopotu - mówi nam Łukasz Kolenda, jeden z głównych architektów sensacyjnego zwycięstwa Trefla nad Anwilem we Włocławku.
Sopocianie wygrali na terenie mistrza Polski w niezwykłych okolicznościach. Jeszcze w połowie czwartej kwarcie przegrywali różnicą... 19 punktów (63:82)! Nic wtedy nie wskazywało na to, że wrócą do Trójmiasta z tarczą.
Zobacz także: EBL. Igor Milicić ostro: To jest kompromitacja! Trener Anwilu Włocławek zapowiada wyciągniecie konsekwencji
Anwil od tego momentu przestał jednak grać w koszykówkę, a Trefl krok po kroku odrabiał straty. Swoje zrobiła obrona strefowa, która wybiła gospodarzy z rytmu, a też pozwoliła wyprowadzać szybkie kontrataki. W tym elemencie brylował wspomniany wcześniej Kolenda, który w samej czwartej kwarcie zdobył aż... 13 punktów.
ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Patrycja Wyciszkiewicz: Nasze mięśnie zalewa kwas mlekowy. Dla zwykłego człowieka to dawka śmiertelna
- Obrona strefowa dała nam bardzo dużo. Dzięki niej mogłem biegać do szybkiego ataku i zdobywać łatwe punkty. Krok po kroku i powoli do celu. Tak naprawdę nie mieliśmy nic do stracenia, walczyliśmy i wygraliśmy. 27:11 w ostatniej kwarcie mówi o wszystkim. Wygrać w Hali Mistrzów? Piękne uczucie - mówi zachwycony Kolenda.
Po meczu kapitan Anwil Włocławek Szymon Szewczyk podszedł do niego i w sposób żartobliwy powiedział, że w ostatniej kwarcie stał na... koszykarskim "spalonym". Rozgrywający kilka razy wyszedł sam na sam z koszem. Dwukrotnie próbował go gonić Tony Wroten, ale za każdym razem kończyło się to faulem (raz akcja 2+1, raz faul niesportowy).
- Po prostu byłem na szczycie strefy i dzięki dobrej obronie miałem możliwość zdobywania łatwych punktów - odpowiada Kolenda, którego pytamy, jakie wrażenie zrobił na nim Wroten, który ma za sobą rozegranych 151 spotkań w lidze NBA. Od tego sezonu jest liderem Anwilu. W końcówce sobotniego meczu kompletnie się jednak pogubił. Miał problemy z kozłowaniem, trafianiem do kosza, do tego doszły też przewinienia na polskim rozgrywającym.
- Wiadomo, że Simon i Wroten to jedni z najlepszych graczy w PLK, robią wrażenie, ale nie było tego "wow". Zwłaszcza przy Wrotenie. Spodziewałem się po nim czegoś więcej - komentuje Kolenda, który w całym meczu miał 16 pkt, 7 asyst i 3 zbiórki.
Trefl Sopot znów pokazał, że jest charakterną drużyną, która bije się do samego końca. Sopocianie mają bilans 4:1 i są na dobrej drodze do gry w upragnionych play-off.
Zobacz także: EBL. Radosław Piesiewicz o zmianie godzin meczów TV: Mamy "prime-time" dla koszykówki