Lauri Markkanen wrócił do gry. Promyk nadziei dla Bulls

Getty Images / Jonathan Daniel / Na zdjęciu: Kelly Olynyk i Lauri Markkanen (z piłką)
Getty Images / Jonathan Daniel / Na zdjęciu: Kelly Olynyk i Lauri Markkanen (z piłką)

Lauri Markkanen ma już za sobą pierwszy mecz w trwającym sezonie NBA. Podkoszowy Chicago Bulls może i nie zachwycił, ale dla sztabu Byków najważniejsze jest to, że dzięki niemu rozszerzy się rotacja zespołu.

W tym artykule dowiesz się o:

Od samego początku nie jest to łatwy sezon dla Chicago Bulls. Liczne urazy spowodowały, że ekipa z Wietrznego Miasta jeszcze ani jednego meczu nie zdołała rozegrać w pełnym zestawieniu. Wiadomo już także, że nie zmieni się to w trakcie trwającej kampanii. Bo co prawda Lauri Markkanen właśnie wrócił na parkiet, ale jeszcze wcześniej kontuzji eliminującej z pozostałej części rozgrywek doznał Denzel Valentine, a cały czas leczą się także Kris Dunn i Bobby Portis.

Dla sztabu szkoleniowego ważne jest natomiast to, że może on już korzystać z usług utalentowanego Fina, jednak Markkanen swojego debiutu nie zaliczy do udanych. W przegranym 105:121 meczu z Houston Rockets, z ławki zdobył 10 punktów, ale przy słabej skuteczności, która wyniosła poniżej 30 procent z gry. Ponadto zanotował 4 zbiórki, blok i przechwyt.

Mimo to, jak sam podkreślił, z jego zdrowiem wszystko jest już w porządku. - Czułem się dobrze i nie miałem żadnych problemów z łokciem, a to dobry znak. Cieszę się, że znowu mogę grać - stwierdził 21-letni silny skrzydłowy. Jednocześnie trenerzy Byków przyznali, że w pierwszych spotkaniach po kontuzji, minuty Fina będą ograniczone.

W poprzednim sezonie Markkanen był jednym z najbardziej wyróżniających się debiutantów w całej NBA. Wystąpił łącznie w 68 starciach, w których zaliczał po 15,2 punktu i 7,5 zbiórki. Obecnie przegapił już 23 mecze, a Bulls - z bilansem 5 wygranych i 19 porażek - bronią się przed byciem czerwoną latarnią ligi oraz swojej konferencji.

ZOBACZ WIDEO: Rajd Barbórka 2018. Dlaczego zawody są tak wyjątkowe?

Komentarze (0)