Amerykanin Justin Watts był pierwszym obcokrajowcem, który podpisał kontrakt z Czarnymi przed startem rozgrywek.
Absolwent renomowanej uczelni North Carolina, z którą w przeszłości (2009 rok) zdobył mistrzostwo NCAA, do Słupska trafił po sezonie w Holandii. Tam spisywał się bardzo przyzwoicie - przeciętnie notował 14 punktów, cztery zbiórki i dwie asysty.
Watts w PLK udowodnił swoją wszechstronność. Miał łatwość mijania rywali, dobrze zbierał i był szybki. Miał problemy z grą zespołową, rzadko dzielił się piłką. Amerykanin przeciętnie notował 15,8 punktu na mecz. - Dobrze zapamiętam polską ligę. To bardzo wyrównane rozgrywki - mówi Watts.
Na początku stycznia wraz z Dominikiem Artisem skorzystali z opcji rozwiązania kontraktów z klubem bez żadnych konsekwencji. Watts mówi nam, że od listopada grał za darmo. - Ostatnią wypłatę dostałem za październik. Nie mogłem sobie pozwolić na grę za darmo. Jeśli wykonujesz pracę, to musisz dostawać za to pieniądze. Inaczej jest to wolontariat - podkreśla.
Amerykanin nie ukrywa, że w Słupsku przeszedł prawdziwą szkołę życia. Musiał trenować, grać, mimo że nie dostawał za to pieniędzy. - Nie czułem się najlepiej, ale starałem się wykonywać swoją pracę najlepiej jak umiem, mimo że druga strona nie zachowywała się profesjonalnie - tłumaczy.
Ostatnio pojawiły się informacje, że Watts podpisał umowę w lidze greckiej, ale koszykarz dementuje te wieści. - Nigdzie nie podpisałem jeszcze umowy. Są różne opcje, ale nadal jestem bez klubu - przyznaje.
Wszystko wskazuje na to, że przedstawiciele Czarnych Słupsk ogłoszą w piątek upadłość. Klub przestanie istnieć.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: To sygnał dla związków sportowych