- Mój zespół dokonał dziś czegoś niewiarygodnego! - mówił po wygranej Mathias Fischer. Jego PGE Turów Zgorzelec nie załamał się w trakcie meczu, za to podniósł i dokonał czegoś, co można śmiało nazwać cudem.
W 29. minucie meczu Anwil Włocławek prowadził 67:48. Ostatecznie przegrał po dogrywce. - Przegrywaliśmy różnicą 19 punktów z liderem ligi. Nasza drużyna pokazała, że nigdy się nie poddaje. Chłopaki wykonali niesamowitą robotę i uwierzyli, że mogą pokonać Anwil - dodał Fischer. - To, że nie poddaliśmy się i do końca wierzyliśmy w wygraną jest naszym największym zwycięstwem. Pokazaliśmy wielki charakter - kontynuował Jacek Jarecki.
Dużą czwartej kwarcie odegrał Stefan Balmazović, swoje wywalczył też Cameron Ayers, ale trener wskazał innego kluczowego gracza. Był nim Myles Mack, który uzbierał 11 punktów, 6 asyst i 4 zbiórki. - Jego gra była bardzo istotnym czynnikiem. Jest szybki, dobrze penetruje i chciałem by atakował wysokich zawodników w "pomalowanym", a następnie kończył akcje rzutem lub szukał otwartych strzelców. I był moment, w którym graliśmy tylko akcje pick'and'roll na Mylesa, a on to wykorzystał - komentował Fischer.
PGE Turów po dwóch porażkach na starcie sezonu teraz wygrał trzy mecze z rzędu. W przygranicznym klubie daleko jednak do hurraoptymizmu, a wszyscy patrzą bardzo spokojnie na to, co się dzieje. - Wygraliśmy z dobrym zespołem i tyle. Nadal mamy wiele meczów, w których również musimy zwyciężyć - kończy Fischer. - Była wielka radość, ale trzeba wyhamować i zacząć przygotowywać się do kolejnych meczów - dodał Jarecki.
Przed Turowem kolejny bardzo trudny mecz. W następny weekend zespół wyjedzie do Torunia, gdzie zmierzy się z Polskim Cukrem.
ZOBACZ WIDEO Działo się w Lipsku! Piękny gol Sabitzera. Zobacz skrót meczu RB - VfB Stuttgart [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]