Horror w Tychach - relacja z meczu BIG STAR Tychy - Stal Stalowa Wola

Koszykarze Stali Stalowa Wola sprawili swoim fanom nie lada niespodziankę wygrywając pierwszy mecz w półfinale rozgrywek pierwszej ligi z BIG STAR-em Tychy. Tym samym Stalowcy wykonali plan minimum.

W tym artykule dowiesz się o:

Sobotnie spotkanie w Tychach od początku było bardzo wyrównane. Walka na parkiecie trwała przez cale czterdzieści minut. Żaden z zespołów nie chciał ani na chwilę ustąpić. Pierwsze dziesięć minut meczu na swoją korzyść rozstrzygnęli tyszanie, którzy prowadzili 22:16. Stalówkę wspierała blisko 30-osobowa grupa najwierniejszych fanów. To pomogło koszykarzom z hutniczego miasta, którzy zagrali bardzo dobrze w defensywie w drugiej kwarcie i do przerwy na tablicy w Tychach widniał wynik 34:36 dla zielono-czarnych. - Zagraliśmy twardo w obronie i to przyniosło efekt - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl rozgrywający Stali Stalowa Wola, Karol Szpyrka. Stalowcom w tej pierwszej połowie nie szły rzuty wolne. - Nie trafiliśmy aż ośmiu rzutów osobistych. Znów nam nie szło w tym elemencie gry. Może w niedziele będzie lepiej - dodaje Szpyrka.

Druga połowa pojedynku zapowiadała więc ogromne emocje. Tak też i było. Kolejne minuty były niezwykle wyrównane. Jednak prawdziwe emocje czekały na kibiców zgromadzonych w hali w Tychach dopiero w ostatnich sekundach. Na trzynaście sekund przed końcową syreną za dwa punkty trafił Karol Szpyrka i goście wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Piłkę mieli tyszanie, a właściwie Łukasz Pacocha, który przemknął przez całe boisko i w ekwilibrystyczny sposób zdobył jakże cenne oczka dla gospodarzy. Trenerzy Stali poprosili o przerwę, a zapewne większość kibiców oczekiwała już dogrywki. Z połowy boiska rozpoczęli Stalowcy, ale po chwili piłka znalazła się na aucie pod koszem BIG STAR-u. Na tablicy było dwie sekundy do końca zawodów. Wtedy nieuwagę tyszan wykorzystał Tomasz Andrzejewski, który spod kosza zdobył zwycięskie punkty dla Stalówki. Gospodarze próbowali oddać jeszcze rzut rozpaczy, ale piłka nie wpadła do kosza i koszykarze z Podkarpacia mogli cieszyć się z wygranej.

Wśród gospodarzy zawiedli praktycznie wszyscy oprócz wspomnianego Pacochy. - Dobra zawody rozegrał Łukasz Pacocha, ale reszta nie za bardzo mu pomogła. Być może w niedzielę to się zmieni - stwierdził Karol Szpyrka. Gościom nie szło w rzutach za jeden i za trzy punkty. - Rzuty za trzy podobnie jak wolne nie wychodziły tak, jakbyśmy tego chcieli - dodaje rozgrywający Stalówki. Zielono-czarni do Tych jechali z myślą wygrania jednego pojedynku. Ten cel już osiągnęli, ale na laurach nie zamierzają pozostać. - Apetyt rośnie w miarę jedzenia i w niedzielę walczymy o drugą wygraną. Musimy się teraz zregenerować i wypocząć - kontynuuje bohater ostatnich akcji w meczu. Pod dużym znakiem zapytania stał występ w tej konfrontacji Adama Lisewskiego, który pojawił się jednak na ławce rezerwowych i w ostatnich fragmentach meczu musiał wyjść na parkiet. - Lisewski zagrał, bo do tego zmusiła trenera sytuacja. Adam kulał, ale uważał na nogę. Mamy nadzieję, że jutro może zagra trochę więcej minut - zakończył Szpyrka.

BIG STAR Tychy - Stal Stalowa Wola 67:69 (22:16, 12:20, 19:17, 14:16)

BIG STAR Tychy: Pacocha 29 (4x3), Frankowski 12 (1x3), Radwan 8 (2x3), Kulig 7, Mielczarek 5, Zmarlak 4, Bzdyra 2, Markowicz 0, Pustelnik 0.

Stal Stalowa Wola: Piechowicz 15 (1x3), Andrzejewski 14, Partyka 12 (1x3), Wołoszyn 12 (2x3), Klima 10, Szczepaniak 4, Szpyrka 2, Lisewski 0.

Sędziowali: Marek Januszonek, Sławomir Moszakowski, Jacek Litawa.

Stan rywalizacji: 0:1 dla Stali.

Źródło artykułu: