WP SportoweFakty: Z różnym skutkiem, ale rozegrał pan w lutym wszystkie spotkania. Można powiedzieć, że na ten moment problemy zdrowotne są już za Dawidem Mieczkowskim?
Dawid Mieczkowski: Można powiedzieć, że w końcu jest wszystko w porządku! Wróciłem do treningów w połowie stycznia, ale tak naprawdę to w lutym zacząłem trenować z drużyną w stu procentach, a mecz z Notecią był pierwszym bez żadnych tabletek przeciwbólowych.
Właśnie - ostatni mecz. Pokonaliście 69:57 Noteć, a pan rozegrał bardzo dobre zawody (15 punktów, 8 asyst). Podbudowało to pana pewność siebie?
- Na pewno takie mecze podbudowują po takiej pauzie. Jednak najbardziej cieszy zwycięstwo drużyny, bo to jest najważniejsze. Był to dla nas naprawdę ważny mecz w kontekście walki o spokojny byt w tej lidze. Cieszę się, że mogłem pomóc zespołowi, ale tak naprawdę to każdy dołożył cegiełkę do tego zwycięstwa.
W oczy rzucała się przede wszystkim wasza świetna skuteczność w rzutach za trzy punkty. To był klucz do wygranej?
- Faktycznie, trafialiśmy na dobrym procencie, fajnie dzieliliśmy się piłką, jednak uważam, że kluczem do zwycięstwa była obrona, dzięki której łatwiej grało się w ataku. Mieliśmy dobry scouting, wiedzieliśmy, co jest silną stroną Noteci i myślę, że w miarę dobrze wykonaliśmy założenia trenerów, o czym świadczy tylko 57 punktów straconych w tym meczu.
Za wami 23 kolejki, w których wygraliście 9 spotkań. Jest jakiś niedosyt, że gdyby nie różne problemy zdrowotne kilku graczy Kotwicy, mogło być dużo lepiej?
- Ja osobiście nie lubię gdybać, co by było. Na pewno fajnie, jakbyśmy grali w pełnym składzie cały sezon, gdyby Maciek Strzelecki nie doznał kontuzji, do tego co chwilę jakieś drobne urazy, przez co naprawdę mieliśmy mało treningów 5 na 5, aby móc poćwiczyć taktykę, ale też nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Taki jest sport - urazy się zdarzają. Ja się cieszę z tego, że ci, którzy grali w meczach, dawali z siebie maksa i wygrali te dziewięć spotkań, a w przegranych również zostawiali dużo zdrowia na boisku. Nikt się nie poddawał, mimo tylu kontuzji, i za to tym chłopakom należy się szacunek.
ZOBACZ WIDEO: Rozbrajająca reakcja Masternaka na ostre słowa Głowackiego
Wierzy pan jeszcze w awans Kotwicy do ósemki? Bo wydaje się, że to będzie zadanie bardzo trudne.
- Oczywiście, że wierzę. Mamy 2, ale de facto 3 punkty straty do ósmego Biofamu Basket Poznań, bo w bezpośrednich meczach mamy gorszy bilans. Zostało siedem kolejek do końca i uważam, że naprawdę stać nas na to, żeby jeszcze wyrwać play-offy! Oczywiście będzie to bardzo ciężkie, bo poznaniacy grają super basket, potrafią sprawiać niespodzianki, ale dopóki piłka w grze, to my na pewno się nie poddamy!
Waszym kolejnym przeciwnikiem będzie grający strasznie w kratkę zespół SKK, w dodatku sąsiad w tabeli. Niemniej ma się rozumieć, iż podbudowani wygraną w Notecią, jedziecie do Siedlec po 2 punkty?
- Jest to dla nas mega ważne spotkanie z racji tego, że mamy tyle samo punktów, co SKK. Pierwszy mecz wygraliśmy u siebie, jednak zdajemy sobie sprawę, że jest to przede wszystkim zespół własnego parkietu i na nim jest bardzo groźny. Ale oczywiście my nie jedziemy na wycieczkę - chcemy wyszarpać tam zwycięstwo.
Jaka jest najsilniejsza broń SKK, na którą będziecie musieli zwrócić szczególną uwagę?
- Na pewno nie możemy dać się otworzyć ich strzelcom, bo jak poczują krew i na początku trafią parę rzutów, to z całą pewnością będziemy mieli wiele problemów.
I na koniec pytanie z nieco innej bajki. Ostatnio odbył się hit rozgrywek, w którym Sokół pokonał Legię. Komu daje pan większe szanse na wygranie I ligi?
- Na pewno zespół z Łańcuta jest bardzo mocny i pokazał to, pokonując dwa razy w tym sezonie Legię, ale wydaje mi się, że to jednak warszawianie w końcowym rozrachunku awansują do ekstraklasy. Chociaż jeżeli Sokół utrzyma pierwsze miejsce przed play-offami i będzie miał przewagę parkietu, naprawdę będzie ciekawie.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki