[b]
WP SportoweFakty: Opuścił pan Anwil Włocławek i przeniósł się do King Szczecin. Jak doszło do tego transferu?[/b]
Robert Skibniewski: Odkąd usłyszałem od trenera Milicicia informację, że klub chce się wzmocnić na pozycji rozgrywającego i mogę sobie poszukać nowego klubu, agent Tarek Khrais zaczął działać i rozmawiać z potencjalnymi chętnymi. Cieszę się, bo dość szybko udało się załatwić całą sprawę.
Ta informacja zaskoczyła? Jaka była pierwsza reakcja?
- Już na koniec poprzedniego sezonu dochodziły do mnie różne głosy. Słyszałem m.in. o tym, że klub będzie szukał nowego rozgrywającego, mimo faktu posiadania w składzie mnie i Kamila Łączyńskiego. Obaj mieliśmy ważne umowy. W okresie letnim Kamil ogłosił, że zostaje w zespole, po rozmowie z trenerem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że padło na mnie. Aczkolwiek tuż przed zgrupowaniem kadry usłyszałem od prezesa Lewandowskiego, że klub wywiąże się z mojej umowy w 100 procentach. Z trenerem na ten temat nie było rozmowy. Ciekawostką jest fakt, że nawet na zgrupowaniu reprezentacji pozostali zawodnicy, jak i członkowie PZKosz dzielili się tymi plotkami, które krążyły w środowisku.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
Od kilku miesięcy był pan w mało komfortowej sytuacji.
- To jest biznes. Tak do tego trzeba podchodzić. Cieszę się, że prezes Lewandowski jasno postawił sprawę i powiedział: jest umowa, z której będziemy się wywiązywać. Z trenerem nigdy na ten temat nie rozmawiałem. Wiadomo, że nie jest to idealna sytuacja.
W takich sytuacjach da się wykonywać polecenia trenera w 100 procentach?
- Na pewno sytuacja nie jest może perfekcyjna, ale trzeba pamiętać o tym, że jesteśmy profesjonalistami. Wydaje mi się, że to może jedynie świadczyć dobrze o człowieku, jeśli walczy, nie poddaje się na treningach. Z całych sił starałem się pomóc drużynie i w pełni wykonywać polecenia trenera. Nie odpuszczałem.
Było panu żal opuszczać Włocławek?
- Na pewno był żal, bo jestem bardzo mile zaskoczony kontaktem z kibicami Anwilu, za co im bardzo mocno dziękuję. Na meczu z PGE Turowem Zgorzelec skandowali moje imię i nazwisko. Dostałem kilka informacji na ten temat, sam słyszałem to podczas transmisji telewizyjnej. To szalenie miłe, że kibice nadal o mnie pamiętali, mimo że nie byłem już graczem Anwilu. Jeszcze raz dziękuję im za to. Ze sportowego punktu widzenia także było żal odchodzić, bo spotkałem tam super ekipę, którą tworzyli znakomici ludzie. Fajnie się trzymaliśmy, staraliśmy się grać na miarę potencjału. W tamtym sezonie eksperyment z dwoma polskimi "jedynkami" się udał, w tym już nie tak bardzo, bo ta gra nie wyglądała tak, jakby to sobie wszyscy wyobrażali. Czy to była wina rozgrywających? Moim zdaniem nie.
Jest pan przykładem na to, że wrocławianin może odnaleźć się we Włocławku.
- Ja mogę się z tego tylko cieszyć i dziękować. Wiadomo, że jak przyjeżdżałem ze Śląskiem Wrocław do Hali Mistrzów to nam mocno się obrywało. Klimat "Świętej Wojny" był niepowtarzalny. Mimo wszystko zdecydowałem się na transfer do Anwilu. Otrzymałem propozycję od trenera Milicica za co mu dziękuję. Zaryzykowałem. Sezon był super i kto wie jakby on się zakończył, gdyby nie kontuzje. Miałem bardzo dobry kontakt z kibicami i pracownikami klubu od samego początku, a w każdym meczu dawałem z siebie wszystko. Fani to doceniali.
[b]
Wróćmy do transferu. Kilka klubów o pana walczyło.[/b]
- Tak, to prawda. Były zapytania z klubów PLK, a nawet z zagranicy, ale uznałem, że najlepszą opcją będzie gra w King Szczecin. To zespół z ogromnym potencjałem który cały czas się rozwija. Czuję, że mogę być wartością dodaną i pomóc drużynie w wygrywaniu meczów.
Pana doświadczenie może być kluczowe w kontekście walki o play-offy.
- Trener Łukomski dał mi jasno do zrozumienia po co jestem w tym zespole. Mam zorganizować grę zespołu, ale bez zmiany stylu. Dalej King Szczecin będzie preferował szybką i widowiskową koszykówkę. W sytuacjach kryzysowych mam pomóc swoim doświadczeniem.
W Anwilu liczy się system. Tam wszystko jest zaplanowane od samego początku do końca. W Kingu Szczecin jest nutka niekonwencjonalności. To panu odpowiada?
- Myślę, że bardziej chodzi o kreatywność aniżeli niekonwencjonalność. W koszykówce nie da się wszystkiego kontrolować, tak jak w życiu. To w sytuacjach spontanicznych czy stresowych wychodzi właśnie kreatywność zawodnika. Koszykówka jest szybką grą. To ludzie biegający po parkiecie grają i w danym momencie podejmują decyzje najczęściej w ułamku sekundy. Ja bardzo lubię taki styl. Mam nadzieję, że szybko zafunkcjonuje w takiej grze i będzie to przyjemne dla oka. Liczę, że będę się dobrze czuł w tym systemie preferowanym przez trenera Łukomskiego.
[b]Rozmawiał Karol Wasiek
[/b]
To była bardzo głupia decyzja Anwilu rezygnować z Roberta.