Maciej Maj: Nawet porażka jest bezcenna

AZS AGH Kraków stoczył kolejny emocjonujący pojedynek. W Bydgoszczy mierzył się z mającą nowego trenera Astorią. Przy odrobinie szczęścia mógł zdobyć komplet punktów, ale starania Macieja Maja i spółki tym razem nie przyniosły oczekiwanych efektów.

Krakowianie przegrali 78:87, aczkolwiek jechali do Bydgoszczy w bojowych nastrojach po pokonaniu Biofarm Basketu Poznań. Wiedzieli, że to rywale są przez większość uważani za faworyta, ale nie zamierzali się łatwo poddać. Stawiali mocny opór Astorii i trzeba przyznać, że zwycięstwo było w ich zasięgu. Podporą zespołu był bez wątpienia Maciej Maj .Podkoszowy uzbierał aż 25 punktów, wystawiając obronę gospodarzy na ciężką próbę. - Statystycznie może to wyglądało ładnie. Niestety w obronie popełniłem mnóstwo błędów i co najgorsze przegraliśmy spotkanie. Po meczu słyszałem opinie, że zmiana szkoleniowca w ekipie rywali podziałała bardzo mobilizująco, dzięki czemu zaliczyli jeden z najlepszych występów sezonu. Równocześnie nam akurat ta potyczka nie wyszła - opowiada Maj.

Trener Jerzy Chudeusz nie miał zbyt wiele czasu, by odmienić postawę bydgoskiego teamu. Mimo tego zdołał dokonać kilku korekt i wpłynąć na podopiecznych tak, że ci wyraźnie zyskali wiatr w żagle. - Nasi trenerzy jak zawsze poświęcili sporo czasu analizując grę przeciwnika, jednak nasza defensywa szwankowała. Tracąc prawie 90 "oczek" trudno myśleć o sukcesie. Dużo konkurent zdobył po szybkim ataku - dodaje.

Za plus tej konfrontacji biorąc pod uwagę AZS AGH należy uznać, że znów inni koszykarze niż poprzednio okazali się wiodącą siłą. To pokazuje ile posiada atutów i ile istnieje różnorodnych opcji przeprowadzania akcji. - Na pewno zespołowość stanowi naszą zaletę. Rozgrywający każde starcie kończą z pokaźną liczbą asyst, a ogólny dorobek rozkłada się przynajmniej na kilku graczy. Każdy kto pojawia się na parkiecie dokłada w ten sposób swoją "cegiełkę" i ma szansę stać się liderem - podkreśla środkowy.

Beniaminek zaplecza ekstraklasy nie powinien czuć się mocno pokrzywdzony. Odniósł dotąd pięć wygranych, zatem stworzył swego rodzaju bazę. Poza tym nie odstaje poziomem od reszty stawki, czego dowodzą poszczególne kolejki ligowe. Momentami brakuje tylko paru detali, by osiągać cele. - Większość naszych pojedynków kończyła się niewielką różnicą punktową. Mamy trenera z wielką charyzmą i ambicją, co przenosi się na nasz styl. Zawsze walczymy do końca i wierzymy w triumf. W minimalnie przegranych bojach czasami nie zachowaliśmy chłodnej głowy. I potrzeba doświadczenia. Płaciliśmy "frycowe" i nadal uczymy się tej ligi. Nawet przegrany mecz jest bezcenny jeśli chodzi o nasze obycie w tych realiach. Jesteśmy na półmetku rozgrywek. Mogliśmy mieć lepszy bilans, ale jestem optymistą przed dalszymi wyzwaniami. Częściej będziemy rozgrywać je przed własną publicznością, która daje nam dodatkowa energię - kończy.

Najbliższy już w sobotę o godzinie 19 30 kiedy pod Wawel zawita Legia Warszawa.

Komentarze (0)