Nietypowy widok spotkał mieszkańców Nowego Jorku, gdy w niedzielę rano przechadzali się dzielnicą Manhattan. Mierzący 213 cm wzrostu Marshall Plumlee biegł chodnikiem, ze sportową torbą przewieszoną przez ramię, po to by zdążyć na mecz New York Knicks, w którym miał zaliczyć swój debiut w NBA.
24-latek po zakończeniu kariery akademickiej na uczelni Duke próbuje iść w ślady swoich starszych braci Milesa (Milwaukee Bucks) i Masona (Portland Trail Blazers). Po tym jak nie został wybrany w czerwcowym Drafcie NBA, Plumlee podczas rozgrywek Ligi Letniej spodobał się działaczom Knicks i ci wzięli go do składu na sezon 2016/17. Najmłodszy Plumlee ogrywa się jednak w filialnej lidze NBA, czyli w D-League. W zeszłą niedzielę o godz. 10 rano obudził go jednak telefon, który do góry nogami wywrócił jego plany.
- Miałem zamiar jeszcze chwilę pospać - opowiadał rozbawiony Plumlee już po zakończeniu niedzielnego meczu, na który dostał się w nietypowy sposób.
Jeszcze w sobotę zagrał w D-League w drużynie rezerw Knicks. Na godz. 17 w niedzielę miał zaplanowany trening, kiedy o 10 rano zbudził go telefon od asystenta Generalnego Menedżera Knicks. Podstawowy center Joakim Noah nagle się rozchorował i Knicks potrzebowali szybko kogoś kto pomoże im pod koszem w starciu z Atlantą Hawks. Problem w tym, że mecz zaczynał się już o godz. 12, a Plumlee znajdował się jeszcze w oddalonym o 50 km miasteczku Westchester, gdzie siedzibę mają Westchester Knicks.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: To jest fantastyczna grupa
- Wyobraź sobie, że budzi cię telefon, a w słuchawce słyszysz "Hej, potrzebujemy cię, żebyś krył Dwighta Howarda!". To było szalone. Biegłem najszybciej jak tylko mogłem - mówił.
Olbrzym złapał więc podmiejski pociąg. Następnie wyskoczył z niego i taksówką próbował dostać się do Manhattanu, gdzie znajduje się hala Madison Square Garden, w której Knicks rozgrywają swoje mecze. Przyznał się dziennikarzom, że nawet dał taksówkarzowi 60 dolarów napiwku i poprosił, żeby ten nie zważał na czerwone światła.
Przeszkodą okazały się jednak korki. Więc będąc ponad kilometr od hali, Plumlee wyskoczył z taksówki i resztę dystansu pokonał już sprintem. Na miejscu zjawił się, kiedy mecz już się rozpoczął.
- Gdy dotarłem na miejsce, pytali mnie, czy potrzebuję rozgrzewki. Odparłem, że nie. Byłem już wystarczająco rozgrzany! - dodał.
Na ławce Knicks, przebrany w strój, pojawił się w trakcie pierwszej kwarty i już w drugiej kwarcie, bez rozgrzewki, wszedł na boisko. Łącznie zagrał tylko przez 5 minut i w tym czasie zaliczył tylko jedną zbiórkę, ale przyczynił się do wygranej Knicks z Hawks 104:94.
Plumlee to jeden z wielu młodych koszykarzy, którzy próbują załapać się do NBA. Ma ważny kontrakt, ale jego zarobki są niegwarantowane. Jest grupa ok. 40-50 zawodników, którzy są w podobnej sytuacji co on. Większość sezonu spędzają w D-League, ale muszą się liczyć z tym, że w każdym momencie klub, z którym podpisali umowę, będzie potrzebował ich pomocy.