Taki Trefl ma sporą szansę na play-off

Materiały prasowe / Jakub Janecki / bmslamstal.pl
Materiały prasowe / Jakub Janecki / bmslamstal.pl

Trefl Sopot pokazał w Ostrowie Wielkopolskim, że nie należy skreślać go z walki o play-offy w Polskiej Lidze Koszykówki. Podopieczni Zorana Marticia udowodnili, że stać ich na walkę z wyżej renomowanymi zespołami.

Przed pojedynkiem z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski Zoran Martić zapowiadał: chcemy grać szybko i agresywnie przez całe spotkanie. Śmiało można powiedzieć, że jego podopieczni w 100 procentach wykonali przedmeczowe założenia. To był Trefl na miarę gry w play-offach.

Od samego początku sopocianie mocno wzięli się do pracy. Twarda defensywa pozwalała gościom na wyprowadzanie skutecznych kontrataków. A tych nie potrafili zatrzymać ostrowianie, którzy w swoich szeregach mają wielu wysokich zawodników. To nie było ich atutem w tym spotkaniu.

"Stalówka" przegrała nawet walkę na tablicach (34:35), mimo że dysponuje aż trzema środkowymi - Marvinem Jeffersonem, Vladyslavem Koreniukiem i Szymonem Szewczykiem. Sopocianie za to do tego spotkania przystąpili bez nominalnego centra.

W grze Trefla mogła podobać się konsekwencja. Jej zabrakło w starciu ze Stelmetem BC. Tam sopocianie dobrą koszykówkę zaprezentowali jedynie przez 25 minut. Później dominowały indywidualne popisy, zwłaszcza Anthony'ego Irelanda. Amerykanin skupił się na rzucaniu niż na kreowaniu. To odbiło się na postawie całego zespołu, ale także wyniku. Gospodarze przez kilka minut nie potrafili zdobyć punktów, co skrzętnie wykorzystali zielonogórzanie.

Ireland w niedzielę zagrał jak prawdziwy lider drużyny. Nie forsował rzutów, mądrze prowadził grę Trefla. Amerykanin wykorzystywał przewagę w ataku nad Tomaszem Ochońko, którego kilka razy w dość łatwy sposób ograł. Rozgrywający w ciągu 26 minut spędzonych na parkiecie zdobył 17 punktów, trafiając 8 z 12 rzutów. Mankamentem są jedynie dwie asysty.

Przyzwoicie wypadł także jego zmiennik - Pedja Stamenković, który coraz lepiej rozumie się z nowymi kolegami. Poprawia się także jego forma fizyczna.

Ważne rzuty w końcówce trafiali także Filip Dylewicz i Artur Mielczarek, których współpraca wygląda coraz lepiej. Swoje zrobił także Nikola Marković. Serb skompletował double-double (13 punktów, 10 zbiórek), twardo walcząc z podkoszowymi "Stalówki". O jego manewrach podkoszowych przekonali się Jefferson czy Koreniuk. Nie potrafili znaleźć na nie odpowiedzi. Marković jest bez wątpienia jednym z ciekawszych zawodników, którzy w okresie wakacyjnym podpisali umowę na grę w PLK.

Przed Treflem Sopot kolejne trudne mecze, które wskażą miejsce zespołu w ligowej hierarchii. Żółto-czarni zagrają z Rosą, Polskim Cukrem i King Szczecin.

Komentarze (0)