WP SportoweFakty: Zarówno w sobotę jak i w niedzielę wróciliście z dalekiej podróży. Horrory to wasza nowa specjalność?
Damian Szymczak: Dokładnie, wróciliśmy z zaświatów ale bardzo się z tego cieszymy. Wiadomo, że końcówki nie były naszą specjalnością i często przegrywaliśmy przez to mecze.
[b]
Los oddał wam to, co zabrał w rundzie zasadniczej?[/b]
- Zdecydowanie. Wypuściliśmy z rąk kilka meczów, ale przyszedł czas, abyśmy w końcu wygrali po ciężkim boju.
Porozmawiajmy o pierwszym meczu. Co było kluczem do zwycięstwa Biofarmu?
- Uruchomienie Adama Metelskiego w drugiej połowie, który robił nam ogromną przewagę pod koszem i miejsce na obwodzie, bo ściągał wszystkich obrońców w "trumnę". Zachowaliśmy zimną krew i postawiliśmy pierwszy krok do przodu.
W kolejnym spotkaniu można powiedzieć, iż historia się powtórzyła. Od początku meczu stroną dominującą była drużyna z Wrocławia. Dlaczego?
- Nie było długiego czasu na analizę ale myślę, że mecz tak się toczył przez agresywną obronę po obu stronach. Do tego Śląsk w pewnym momencie trafił kilka rzutów z dystansu i na chwilę odskoczył nawet na 15 punktów. Wróciliśmy do gry jeszcze agresywniejszą obroną i przewagą ławki.
Ostatnią kwartę drugiego starcia wygraliście aż 21:6. Co zmieniliście wtedy w swojej grze?
- Tak jak wspomniałem - agresywna obrona na stałym poziomie, odpowiednia rotacja zawodnikami oraz trzymanie się założeń taktycznych.
Jesteście o krok od utrzymania się w I lidze. Wyobrażasz sobie scenariusz, iż może was zabraknąć na zapleczu TBL?
- Szczerze? Nie. Nie wyobrażam sobie takiego scenariusza. Zrobiliśmy już dwa z trzech kroków i zdecydowanie chcemy zakończyć serię w sobotę.
Co będzie kluczem do postawienia przysłowiowej kropki nad i we Wrocławiu?
- Na pewno będzie to agresja po obu stronach parkietu, trzymanie się taktyki, która przyniosła zwycięstwa u nas. Myślę też, że trochę chłodnej głowy się również przyda. Nie możemy dać się zwariować od początku meczu, bo Śląsk będzie zapewne bardzo agresywny i zdeterminowany.
W przypadku porażek, będziecie mieli dodatkowy mecz przed własną publicznością. To dla was duży komfort?
- Oczywiście, że tak. Mamy wspaniałą publiczność, która przychodzi na nasze mecze bez względu na wyniki i niesie nas dopingiem przez cały mecz. To nam bardzo pomaga i czujemy się pewniej. Mam jednak nadzieję, że w tym sezonie nie wrócimy już do Poznania i zakończymy rywalizację we Wrocławiu.
Rozmawiał Jakub Artych