NBA: Rekord wciąż blisko! Golden State Warriors pokonali San Antonio Spurs!

AFP / Stephen Curry robi w NBA rzeczy, jakich nikt przed nim wcześniej nie robił
AFP / Stephen Curry robi w NBA rzeczy, jakich nikt przed nim wcześniej nie robił

Golden State Warriors szybko podnieśli się po dotkliwej porażce z Minnesotą Timberwolves i we własnym obiekcie rozprawili się z drugim zespołem ligi - San Antonio Spurs. Mistrzowie NBA wciąż mają zatem szanse na pobicie historycznego rekordu!

Kto by pomyślał, że tak właśnie będzie wyglądać końcówka sezonu zasadniczego. Zawodnicy Steve'a Kerra gdzie jak gdzie, ale w Oracle Arena byli nietykalni. Do czasu aż twierdzę sforsowali koszykarze Boston Celtics, a chwilę po nich Minnesota Timberwolves. To było ogromne zaskoczenie i wydawało się, że Wojownicy nie zdołają poprawić rekordu Byków.

Póki co wciąż wszystko wisi na włosku, ale obrońcy tytułu potwierdzili, że nie jest to efekt spadku formy czy przesadnego rozluźnienia w ich szeregach. Dość szybko przekonała się o tym druga siła ligi, czyli zespół Gregga Popovicha. San Antonio Spurs byli ostatnio w znakomitej formie, wygrali cztery mecze z rzędu, a całkiem niedawno udało im się zatrzymać mistrza.

Curry to Bogut

Throw it up and let the big man send it in. Andrew Bogut with the hammer on CSNBA & TNT.

Opublikowany przez Golden State Warriors na 7 kwietnia 2016

Tym razem było to niemożliwe. Stephen Curry i spółka, niemal podobnie jak w grudniu, kiedy wygrali aż 120:90, od początku sprawiali lepsze wrażenie i prezentowali się lepiej w ofensywie. Gospodarze potrzebowali jednak trochę czasu, żeby się rozkręcić, co nastąpiło już w drugiej odsłonie. Wojownicy systematycznie powiększali swoją przewagę (zaliczyli nawet serię 14:0), która w czwartej partii była już naprawdę wielka.

Ostrogi nie były w stanie dotrzymać im kroku. Ich obrona była nieszczelna, a w ofensywie nie potrafili utrzymać takiej intensywności i skuteczności. Zresztą niektórzy byli w kiepskiej dyspozycji. LaMarcus Aldridge trafił w całym meczu tylko 5 z 16 rzutów. A nie był jedyny, którego efektywność pozostawiała sporo do życzenia. Tylko Kawhi Leonard zagrał na dobrym poziomie. 24-letni zawodnik zdobył 23 punkty.

Obrońców tytułu do zwycięstwa poprowadzili Curry, Harrison Barnes oraz Draymond Green. To właśnie wymieniona trójka spisała się świetnie w ataku, była nie do zatrzymania. Najlepiej wypadła największa gwiazda Warriors. 28-letni koszykarz zgromadził 27 punktów (trafił 11 z 19 rzutów z gry), rozdał 9 asyst i zebrał 5 piłek.

Podopieczni Kerra po zwycięstwie nad Spurs mają bilans 70-9. To oznacza, że jeśli chcą poprawić dwudziestoletni rekord Chicago Bulls muszą wygrać trzy ostatnie spotkania. To nie będzie wcale takie proste, bo dwa z nich zagrają na wyjeździe. Najpierw z Memphis Grizzlies, a potem ponownie staną w szranki z ekipą z Teksasu, ale wówczas w jej twierdzy.

Golden State Warriors - San Antonio Spurs 112:101 (20:15, 32:25, 35:29, 25:32)
(Curry 27, Barnes 21, Green 18, Thompson 14 - Leonard 23, Aldridge, Parker 10)

Zobacz wideo: Lijewski: Niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby zrozumieć Dujszebajewa

{"id":"","title":""}

Komentarze (1)
avatar
felyx
8.04.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Pierwszy z czterech kroków do pobicia rekordu Chicago został prze GSW zrobiony, pozdrawiam wszystkich graczy z basketball cm