W Hali Mistrzów było gorąco jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Atmosfera, do złudzenia przypominająca tę z fazy play-off z poprzednich lat, wprowadziła nieco nerwowości w poczynania gospodarzy. Na początku spotkania zdecydowanie lepiej prezentowali się gracze Asseco Prokomu, zaś prym wiódł się pozyskany niedawno Qyntel Woods. Amerykanin dobił po swoim niecelnym rzucie, po chwili trafił z faulem, a kiedy odpalił trójkę, sopocianie prowadzili już 13:17. Po chwili za trzy trafił David Logan i mimo, że równo z syreną za dwa przymierzył Tommy Adams, to przyjezdni prowadzili po pierwszej kwarcie 23:27.
Straty z pierwszej odsłony zostały jednak szybko odrobione, gdyż na początku drugiej kwarty włocławianie zdobyli aż 13 punktów, przy zaledwie 2 oczkach Prokomu. Wstrzelił się Adams, który dwukrotnie trafił z dystansu, a bardzo dobrą zmianę dał Milos Paravinja. Chorwacki środkowy dobrze radził sobie w ataku (6 punktów), zaś w obronie skutecznie ograniczył zapędy środkowych Prokomu. Dobra passa gospodarzy skończyła się jednak w połowie drugiej kwarty i na przerwę Anwil schodził wygrywając tylko jednym punktem, 44:43.
- W pierwszej odsłonie graliśmy naprawdę dobrze. Kluczowa dla losów spotkania była jednak trzecia kwarta. Anwil zdobył kilka oczek z rzędu i ustawił sobie ten mecz. I choć my również trafialiśmy, gospodarze byli zawsze lepsi o krok - komentował po ostatnim gwizdku sędziego Daniel Ewing. Rozgrywający Asseco, który do przerwy zgromadził 8 oczek, po zmianie stron nie prezentował się poprawnie. Na zbyt wiele pozwalał w ataku Łukaszowi Koszarkowi, jak i sam grał nieskutecznie. Słabiej spisywał się także David Logan. Najlepszy strzelec ligi punktował gównie z linii rzutów wolnych, będąc dobrze odcinanym od podań przez Adamsa bądź Andrzeja Plutę. To właśnie po dwóch trójkach z rzędu kapitana Anwilu, gospodarze wyszli na prowadzenie 60:54. Kiedy zaś sześć punktów w dwóch kolejnych akcjach z rzędu uzyskał Marko Brkić, podopieczni Igora Griszczuka prowadzili już 71:61.
- Anwil zagrał dziś po prostu fenomenalne spotkanie i każdemu byłoby ciężko z nimi wygrać - stwierdził konferencji prasowej szkoleniowiec gości, Tomas Pacesas, zaś wtórował mu Filip Dylewicz. - Przeciwnicy byli dziś w świetnej dyspozycji rzutowej i bardzo ciężko było zatrzymać ich czołowych graczy - komplementował rywala polski skrzydłowy. Prokom nie mógł znaleźć recepty na czołowych zawodników Anwilu, gdyż w tym spotkaniu było ich po prostu zbyt wielu. Za każdym razem kiedy sopocianie odrabiali nieco straty, wśród podopiecznych trenera Griszczuka znalazł się ktoś, kto wziął na siebie ciężar gry. Kiedy po niesportowym fauli Brkicia, Prokom zdobył pięć oczek z rzędu, świetnie pod koszem rywala odnalazł się Paravinja, który wykonał akcję dwa plus jeden (81:75).
Wydawało się wówczas, że Anwil spokojnie dowiezie kilkupunktową przewagę do końca. Jak się jednak okazało, przeciwko Mistrzowi Polski należy grać do samego końca. Siedem punktów z rzędu zdobył Logan i Prokom przegrywał tylko 83:82. Kapitalnie jednak w decydujących momentach spisał się Koszarek. Rozgrywający reprezentacji Polski albo idealnie obsługiwał partnerów, głównie Paula Millera, albo sam trafiał do kosza. Kiedy po jego akcji na tablicy wyników pojawił się rezultat 94:86 na niespełna minutę do końca, wiadomo było, że jest już po meczu. - Wynik był do końca sprawą otwartą. Bardzo dobrze zagrał jednak Koszarek, któremu chcę pogratulować, bo udowodnił, że jest jednym z najlepszych zawodników w lidze. A przy okazji pokazał również niektórym naszym rozgrywającym jak należy podawać i grać - mówił po meczu trener Pacesas, kwitując nieco poczynania swoich podopiecznych. Po chwili dodał jednak - Nie mam jednak pretensji do moich koszykarzy, bo podnieśli się po pechowej porażce z Armani Jeans.
- Jestem bardzo zadowolony z faktu, że przeciwko takiemu zespołowi jak Prokom, który jest przecież drużyną euroligową, moi zawodnicy pokazali prawdziwy charakter - komentował postawę swoich koszykarzy trener Griszczuk, dodając - Przegraliśmy co prawda walkę o zbiórki, ale tylko o jedno oczko, co mnie bardzo cieszy, bo Prokom to świetnie zbierająca drużyna. To jednak nie zbiórki okazały się kluczowe. Bardziej istotnym czynnikiem była zespołowość w grze, co dobrze po meczu zauważył Filip Dylewicz. - Anwil zanotował aż 19 asyst, z czego sam Koszarek rozdał ich 10, czyli tyle, ile nasz cały zespół. To pokazuje przewagę drużyny z Włocławka. Z dokładnych podań wzięła się dobra skuteczność graczy Anwilu, wśród których aż sześciu uzyskało wynik dwucyfrowy. Ponadto, włocławianie spudłowali w całym spotkaniu tylko trzy rzuty wolne, podczas gdy Prokom aż jedenaście.
Anwil Włocławek - Asseco Prokom Sopot 95:91 (23:27, 21:16, 29:22, 22:26)
Anwil: Pluta 19 (4x3), Miller 17 (2x3, 5 zb.), Brkić 15 (3x3, 9 zb.), Adams 14 (3x3), Koszarek 13 (1x3, 10 as., 5 zb.), Paravinja 13 (7 zb.), Wołoszyn 2, Boylan 2
Asseco Prokom: Logan 22 (2x3), Woods 19 (3x3, 7 zb.), Dylewicz 14 (1x3, 8 zb.), Burke 12 (7 zb.), Ewing 10 (1x3), Brazelton 8, Hrycaniuk 6, Łapeta 0, Zamojski 0, Burrell 0