Podopieczni Saso Filipovskiego w konfrontacji z MHP Riesen Ludwigsburg do końca walczyli o zwycięstwo. Po kontrowersyjnym przewinieniu niesportowym Mateusza Ponitki sytuacja zielonogórzan bardzo się skomplikowała i ostatecznie to ekipa z Niemiec w środę cieszyła się z wygranej.
- Co do faulu - bez komentarza. Jeśli chodzi o końcówkę, to wydaje mi się, że przegraliśmy mecz przede wszystkim przez naszą słabą grę na zbiórce. Rywal miał około 20 zbiórek w ataku i to był nasz największy problem. Przeciwnicy byli agresywni, zagrali dobre zawody. Szkoda, że nie udało się wygrać. Byliśmy blisko, ale zabrakło może nawet odrobiny szczęścia - przyznał Mateusz Ponitka.
Stelmet BC Zielona Góra w środę przegrał różnicą pięciu punktów, choć podczas spotkania drużyna z Ludwigsburga miała nawet dwucyfrową przewagę. - Mecz cały czas oscylował w granicy remisu, w trzeciej kwarcie rywale mieli dobry moment i odskoczyli nam na ponad 10 punktów. Wiadomo było, że trudno będzie to nadrobić. W czwartej kwarcie staraliśmy się mocniej przycisnąć, wpadło kilka rzutów, ale na nasze nieszczęście pojawiło się z naszej strony kilka prostych strat i do końca nie udało się zniwelować strat - ocenił reprezentant Polski.
W drugiej fazie Pucharu Europy podopieczni Saso Filipovskiego nie wygrali ani jednego meczu przed własną publicznością. Zielonogórzanie dwa zwycięstwa odniesli w spotkaniach wyjazdowych. - Trudno coś mądrego powiedzieć. To jest paradoksalnie śmieszne, śmieszne i tragiczne zarazem, taki trochę śmiech przez łzy. Mamy swoje szanse i je zaprzepaszczamy. Może za bardzo się rozluźniamy gdy jesteśmy we własnej hali, bo kibic pomoże, wpadnie kilka rzutów? Nie wiem, trudno powiedzieć - powiedział Mateusz Ponitka.
Cała prawda!