Rosa Radom była zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania w Kaliszu. Podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego w dobrych nastrojach przystępowali do tego meczu, bo w środę w ramach FIBA Europe Cup pokonali Sodertalje Kings, a na dodatek zespół BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski nie mógł w pełni skorzystać z usług Alexisa Wangmene, który ostatnio zmagał się z urazem.
Taki obrót spraw wpłynął jednak mobilizująco na ekipę Zorana Sretenovicia, która od samego początku ruszyła do ataku. Po dziesięciu minutach "Stalówka" prowadziła 23:16, by później podwyższyć stopniowo swoją przewagę. Po celnym rzucie z dystansu Christo Nikołowa gospodarze mieli 17 punktów więcej od Rosy!
Do przerwy radomianie nieco odrobili straty, ale w trzeciej kwarcie znów do głosu doszli podopieczni Sretenovicia, którzy "odjechali" na 18 punktów. Świetnie grali Nikołow, Marcin Sroka i Curtis Millage. Rosa nie umiała znaleźć odpowiedzi na tych zawodników.
Goście na początku czwartej kwarty po raz ostatni rzucili się do odrabiania strat. Doprowadzili nawet do remisu, ale to było wszystko na co było stać ekipę z Radomia. W końcówce rządzili już gracze Sretenovicia, którzy wygrali ostatecznie 69:62.
- Gratulacje dla trenera Sretenovicia i zespołu z Ostrowa Wielkopolskiego. Myślę, że gospodarze w pełni zasłużyli na zwycięstwo, mimo że nie grali w pełnym składzie. Bardzo im jednak zależało na wygranej. Od samego początku grali z dużą determinacją - przyznaje Wojciech Kamiński, opiekun Rosy.
Radomianie zagrali kiepskie zawody. Popełniali sporo strat (15), szwankowała także skuteczność. Była to czwarta porażka Rosy w tym sezonie.
- Zagraliśmy bardzo słabo. Aczkolwiek trochę się tego spodziewałem, bo w ostatnim czasie wypadliśmy nieco z tego rytmu treningowego. To było jednak zamierzone. Liczyłem jednak, że do tego meczu zawodnicy podejdą w pełni skoncentrowani i będą w stanie wygrać. Tak się jednak nie stało - ocenia Kamiński.