Poniedziałkowe spotkanie w Hali Orbita było całkowicie zdominowane przez gdyńską drużynę. Wrocławianie jedynie w pierwszej kwarcie zdołali zagrozić gościom, którzy z biegiem czasu zaczęli budować coraz większą przewagę. Kluczowa dla losów meczu okazała się trzecia odsłona. W niej Asseco zdołało odjechać już na 18 punktów przewagi. Trójkolorowi mimo ambitnej walki nie zdołali dogonić rywali znad morza.
- Cieszę się, że wygraliśmy we Wrocławiu. To trudny teren. Przyjechaliśmy tutaj w roli faworyta, co zawsze powoduje, że jest większa presja - przyznał na konferencji prasowej Tane Spasev, opiekun Asseco Gdynia.
Macedończyk podkreślił, że dużą rolę w tym zwycięstwie odegrali... jego asystenci, którzy byli przygotowani niemal na wszystkie zagrywki ofensywne Śląska Wrocław. Zadania ułatwionego jednak nie mieli, bo działacze klubu z Dolnego Śląska dokonali ostatnio zmian w zespole, pozbywając się czterech Amerykanów, którzy odgrywali pierwszoplanowe role.
- Dużą rolę odegrali moi asystenci, którzy dokładnie rozpracowali Śląsk. Byliśmy przygotowani na każdego z zawodników - powiedział Spasev.
Jego drużyna była lepsza w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Gdynianie zagrali zespołowo (17 asyst) i na wysokiej skuteczności z gry (31/62). Warto zaznaczyć, że aż 11 zawodników wpisało się na listę strzelców. 15 punktów (najwięcej) uzyskał Jakub Parzeński, były koszykarz Śląska Wrocław.
- Śląsk nie jest tak słabym zespołem, jak wskazuje na to tabela. Trener Rajković wprowadził do tej drużyny wiele energii. Gospodarze byli agresywni, grali z dużą determinacją i pod tym kątem trochę nas zaskoczyli. Cieszy zwycięstwo, ale teraz już koncentrujemy się na kolejnym spotkaniu - zaznaczył Macedończyk.
Asseco z bilansem 8:3 zajmuje czwarte miejsce w tabeli Tauron Basket Ligi. W środę gdynianie na wyjeździe zagrają ze Stelmetem BC Zielona Góra.
Czy Asseco Gdynia będzie w play-offach? 
