Dla Roberta Skibniewskiego włocławsko-wrocławska "Święta Wojna" nie jest niczym nowym. Doświadczony rozgrywający wielokrotnie brał udział w wielkich derbach, jak to niegdyś zwykło nazywać się te mecze.
W niedzielę koszykarze Anwilu Włocławek i Śląska Wrocław zagrają ze sobą po raz 88. odkąd drużyna z Kujaw awansowała do ekstraklasy na początku lat 90-tych. Bilans gier byłby jednak zdecydowanie większy, gdyby nie fakt, że wrocławianie zniknęli z ekstraklasowej mapy Polski na pięć lat.
- Wydaje mi się, że z perspektywy gracza to już nie jest to samo, co było kiedyś. Są inne trenerzy, inni zawodnicy, mniejsza liczba wychowanków w obu klubach, a także brakuje - to w cudzysłowie - Zielińskich czy Griszczuków. Takie mecze są obecnie w dużej mierze dla najbardziej zagorzałych kibiców. Ja się załapałem na końcówkę, gdy Anwil i Śląsk walczyły jeszcze o mistrzostwo Polski. Teraz realia są nieco inne, choć nie zmienia to faktu, że czeka nas bardzo trudne i emocjonujące spotkanie - mówi Robert Skibniewski, który po raz pierwszy będzie miał okazję przekonać się jak wygląda "Święta Wojna" z perspektywy zawodnika drużyny gospodarzy w Hali Mistrzów. Dotychczas bowiem grał - także w tej arenie - jedynie jako zawodnik wrocławskiej ekipy.
- Cały czas gdy przyjeżdżałem do Włocławka na mecze ze Śląskiem Wrocław dawało się odczuć bardzo napiętą atmosferę na trybunach. Było bardzo głośno, żywiołowo i dynamicznie i przyznam, że nie mogę się doczekać i chcę bardzo mocno przekonać się jak to jest uczestniczyć w tym jako zawodnik Anwilu - mówi 32-letni koszykarz, który Rottweilerem stał się minionego lata. Dołączył do zespołu razem z Robertem Tomaszkiem, który także bronił barw Śląska w poprzednim sezonie.
- Trochę rozmawialiśmy na ten temat, ale delikatnie. Owszem, to nasz były klub, ale jednak zupełnie inny skład. Jest co prawda stary-nowy trener Emil Rajković, ale ma do dyspozycji zupełnie innych graczy - mówi Skibniewski, choć w przeciwieństwie do swojego starszego kolegi, on nie dokończył rozgrywek we Wrocławiu.
Mając na koncie 20 meczów rozegranych w barwach Śląska w tamtym sezonie, Skibniewski stracił swoją pozycję gdy trener Emil Rajković zdecydował się zatrudnić Łukasza Wiśniewskiego oraz Vuka Radivojevicia. - Z trenerem Rajkoviciem na pewno się przywitam, ale żadnych gestów, gdy np. zdobędę punkty, stronę trenera nie będę czynił. My mamy swoje sprawy, oni mają swoje. Trzeba wykorzystać braki wrocławian i wygrać ten mecz. Motywacja przed tym meczem będzie taka sama, jak przed wcześniejszymi spotkaniami - dodaje zawodnik.
We Włocławku od kilku dni nie mówi się o niczym innym, jak o zbliżającej się rywalizacji z odwiecznym rywalem. Na czwartkowym treningu Anwilu pojawił się nawet klub kibica po to, aby uświadomić graczom, czym dla włocławian są mecze z wrocławianami. Skibniewski przyznaje, że sam również spotyka się z "dodatkowym czynnikiem motywującym" ze strony fanów.
- We Wrocławiu temat "Świętej wojny" jest obecny głównie na forach internetowych. Tymczasem we Włocławku od paru dni zdarza się, że ludzie zaczepiają na ulicy, na zakupach, mówią o tym meczu, podkreślają rangę i życzą powodzenia. Słyszałem hasła "musimy wygrać", "ten mecz trzeba wygrać koniecznie", "ze Śląskiem tylko wygrana" i ja to doskonale rozumiem. Nawet jeśli my, zawodnicy, podchodzimy do tego jak do kolejnego, zwykłego spotkania to jednak atmosfera meczu jest wyjątkowa - kończy 32-latek.