Coraz lepsza postawa Kervina Bristola. "Wymagam od siebie double-double"

- Pomyślałem sobie: nie ma cudów, nie ma rzutów za sześć punktów. Wówczas, siedząc na ławce, odetchnąłem. Bo wcześniej przeżywałem prawdziwe katusze - mówi o ostatnim meczu z Asseco oraz o adaptacji we Włocławku center Anwilu, Kervin Bristol.

Zaledwie dwa dni przed meczem z PGE Turowem Zgorzelec 24 października, Kervin Bristol postawił swoje stopy na polskiej ziemi. Koszykarz przyleciał z Grecji. W tamtejszej lidze rozegrał jednak tylko dwa mecze, a następnie - niezadowolony z roli w drużynie - przystał na ofertę Anwilu Włocławek, który szukał centra po kontuzji Kurta Looby'ego.

W swoim debiucie Bristol wypadł przeciętnie - trafił tylko raz z linii i zebrał siedem piłek. Gorzej było także w Dąbrowie Górniczej. Haitańczyk trafił z gry tylko raz i zanotował ledwie trzy zbiórki, a na dodatek Anwil przegrał. Dopiero mecz z Asseco dał pełniejszy obraz umiejętności gracza oraz wykorzystania jego zalet w zespole z Włocławka. 27-letni zawodnik był częściej wykorzystywany przez rozgrywających i w ciągu 18 minut rzucił sześć punktów, miał siedem zbiórek oraz trzy faule wymuszone. Anwil z Haitańczykiem na parkiecie był lepszy, niż bez niego (+/- 7).

WP SportoweFakty.pl: To twój trzeci mecz. Można powiedzieć, że w końcu byłeś bardziej zaangażowany w grę drużyny.

[tag=52600]

Kervin Bristol[/tag]: Mój start w Anwilu nie był zbyt dobry, ale też dlatego, że nie miałem zbyt dużo czasu aby się przygotować do pierwszego meczu. Zaledwie dwa treningi, kilkanaście godzin... W kolejnym tygodniu treningów z drużyną było już więcej, ale przegraliśmy spotkanie wyjazdowe. Teraz, za trzecim razem, w końcu wszystko zadziałało. Wygraliśmy bardzo ważne i trudne zawody, a ja miałem w tym swój udział.

Oczekiwałeś zmiany swojej postawy w meczu z Asseco?

- Bardzo mocno wierzyłem, że przeciwko Asseco zagram dobrze. To był już najwyższy czas, abym miał swój udział w skutecznym występie zespołu. Trochę przestraszyłem się dzień przed meczem, bo doznałem kontuzji stopy. Musiałem sobie jednak z tym poradzić i teraz mogę być zadowolony.

Można powiedzieć, że teraz jesteś już pełnoprawnym graczem Anwilu? Zaadaptowałeś się, znasz całą taktykę?

- Naszego systemu gry zacząłem się uczyć już w drodze z lotniska, ale przecież nie tylko o zagrywki w ataku chodzi, ale i o system w defensywie, a także o to, jak w obronie i ataku grają nasi rywale, którzy zmieniają się co tydzień. Dlatego pierwsze kilka dni we Włocławku nie były łatwe. Wszystko co nowe, musiałem sobie poukładać. Na szczęście pomagali mi trenerzy, pomagali mi także koledzy z zespołu i teraz myślę, że już wszystko jest na swoim miejscu. Wiem jak mam grać, wiem czego wymagają ode mnie trenerzy i reszta chłopaków z zespołu.

Jak ocenisz swój występ przeciwko Asseco. Był dużo lepszy od dwóch poprzednich meczów.

- Nie chcę siebie oceniać na podstawie konkretnego meczu. Widzę, że wraz z upływem czasu jest lepiej, ale też chciałbym dać z siebie więcej. Chciałbym zagrać na poziomie double-double, wręcz wymagam tego od siebie...

W tym momencie w rozmowę włącza się przechodzący obok prezes klubu, Arkadiusz Lewandowski, który mówi, że Bristol obiecał mu double-double w meczu z Asseco...

- Tak, przyznaję, że tak było! Obiecuję jednak, że w kolejnym meczu u siebie zrobię wszystko, by właśnie tak się stało - odpowiedział Haitańczyk na wtrącenie sternika klubu. Double-double złożone z punktów i zbiórek to byłby nie lada wyczyn w następnym meczu w Hali Mistrzów: Anwil gra bowiem u siebie ze Śląskiem Wrocław, choć sam zainteresowany nie wie jeszcze pewnie co to oznacza dla fanów na Kujawach.

[b]

Zanim dojdzie do następnego spotkania, porozmawiajmy jeszcze przez chwilę o starciu z Asseco. 19 strat to powód do zmartwienia? Anwil wcześniej nie miał takich problemów, a wręcz można powiedzieć, że bardzo mocno dbał o piłkę i o to, aby unikać błędów własnych.[/b]

- Trochę popełniliśmy tych strat, co? Zrekompensowaliśmy sobie je jednak bardzo zespołową grę. Nie byliśmy samolubni i o to chodziło też naszym trenerom. Przygotowywali nas mądrze do tego spotkania i myślę, że spełniliśmy oczekiwania. Dobrze wykorzystywaliśmy błędy rywali, trafialiśmy na dobrym poziomie. Rzucający byli pewni na dystansie, wysocy dodawali punkty spod kosza. Ogółem możemy być zadowoleni.

W którym momencie spotkania poczułeś, że jest już po wszystkim? Że Asseco już nie jest w stanie rozstrzygnąć meczu na swoją korzyść?

- David miał piłkę w rękach i został sfaulowany. Było wówczas chyba siedem sekund do końca, gdy trafił jeden rzut wolny. Wówczas pomyślałem sobie: nareszcie, to już koniec! Nie ma cudów, nie ma rzutów za sześć punktów. Wówczas, siedząc na ławce, odetchnąłem. Bo wcześniej przeżywałem prawdziwe katusze. Siedziałem, patrzyłem na to co się dzieje i widziałem: trzy punkty przewagi, potem dwa, znowu cztery, nagle jeden... Na szczęście w końcówce wszystko ułożyło się dobrze. Od jutra jednak zapominamy o tym meczu. To tylko jedno zwycięstwo.

Rozmawiał Michał Fałkowski

Źródło artykułu: