- Przyjeżdża do nas wicelider z kilkoma bardzo ciekawymi zawodnikami, jak Sebastian Kowalczyk, Filip Matczak albo Przemysław Żołnierewicz, przyjeżdża do nas druga ekipa TBL - powiedział Igor Milicić przed meczem z Asseco Gdynia. Chorwacki trener Anwilu Włocławek wymienił trzech zawodników, których zatrzymanie miało być kluczowe dla losów pojedynku.
[tag=36538]
Przemysław Żołnierewicz[/tag] poniekąd "zatrzymał się" sam, gdyż nabawił się urazu stopy i we Włocławku nie zagrał, gra Filipa Matczaka rzeczywiście została zniwelowana przez defensywę Anwilu, natomiast Sebastian Kowalczyk okazał się bardzo trudnym przeciwnikiem.
22-letni obrońca rzucił 13 punktów (5/8 z gry), miał trzy zbiórki, trzy przechwyty oraz asystę i - dosłownie, ale również w przenośni - dokonywał cudów, aby jego drużyna zwyciężyła: potrafił zdobyć punkty po minięciu dwóch rywali w powietrzu, a także trafił z własnej połowy (choć sędziowie nie zauważyli błędów kroków). Ostatecznie jednak jego gra nie przełożyła się na sukces drużyny. Asseco przegrało we Włocławku 76:82.
- Zaczęliśmy spotkanie dziwnie. Nie trzymaliśmy się planu i czegoś brakowało w naszej grze - powiedział zawodnik po zakończeniu meczu, choć przecież do przerwy gdynianie przegrywali z włocławianami tylko 36:37. Najgorszy moment w meczu Asseco przeżywało jednak na początku trzeciej kwarty, gdy gospodarze zanotowali serię 14:0 i wyszli na prowadzenie 54:42.
Mimo to, koszykarze Asseco nie poddali się i jeszcze na trzy minuty przed końcem przegrywali tylko 71:72. W końcówce błędy popełnił także Kowalczyk: trafił tylko jeden z dwóch rzutów wolnych i sfaulował Bartosza Diduszkę. Trzeba jednak pamiętać, że pozytywów w grze młodego rozgrywającego było więcej, niż negatywów, aczkolwiek jako zespół Asseco schodziło z parkietu Hali Mistrzów pokonane.
- Mecz był otwarty do samego końca, ale niestety w końcówce zabrakło nam szczęścia. Nie trafiliśmy kilku otwartych trójek, Anwil tymczasem trafiał swoje rzuty i choć w drugiej połowie nasza koszykówka bardziej przypominała poprzednie mecze, realizowaliśmy to, co nakazywał nam trener, to jednak musieliśmy uznać wyższość rywali - podsumował Kowalczyk.