Długo na swój premierowy triumf musieli czekać podopieczni Dariusza Szczubiała. Po porażkach ze Startem Lublin, Energą Czarnymi Słupsk, Siarką Tarnobrzeg oraz Stelmetem Zielona Góra upragniony sukces nadszedł w pojedynku z Treflem Sopot. Mimo tego Farmaceuci dalej wspominają w szczególności swoje występy na Lubelszczyźnie oraz Podkarpaciu. Gdyby te mecze zakończyły się innymi rezultatami, dziś sytuacja Polpharmy nie byłaby aż tak nerwowa.
- W końcu udało się wygrać - cieszy się Tomasz Wojdyła. - Ze Stelmetem walczyliśmy, ale nie można powiedzieć, że byliśmy jakoś blisko. Głupia porażka w Tarnobrzegu, głupia porażka w Lublinie. Teraz mam nadzieję, że przyjdą dla nas lepsze czasy - dodaje weteran polskich parkietów.
Mało brakowało jednak do tego, aby również niedzielny wieczór zakończył się dla biało-niebieskich katastrofą. Starogardzianie roztrwonili 21 punktów przewagi i gdyby nie szczęśliwy rzut J.T. Tillera na dogrywkę, znów schodziliby z parkietu pokonani. W dodatkowych 5 minutach walki niesieni dopingiem publiczności gospodarze nie mieli już problemu z przechyleniem szali na swoją korzyść. Dla Tomasza Wojdyły było to również starcie szczególne, gdyż przebywał on na parkiecie aż 35 minut. 39-latek, który dopiero co wrócił po kontuzji zdaje sobie sprawę, że jest daleko od optymalnej formy fizycznej.
- Głupio zagraliśmy w tej 2. połowie - mówi szczerze Wojdyła. - W zasadzie po pierwszej mieliśmy już wygrany mecz. Mieliśmy 20 punktów przewagi, a tu chwila i już jej nie było. Bardzo głupia ta trzecia kwarta, na szczęście udało się doprowadzić do remisu. A jeśli chodzi o moją grę? Miesiąc nie trenowałem, trenuję w zasadzie normalnie od dwóch tygodni i jeszcze ciężko mi jest - przyznaje na koniec doświadczony koszykarz.