Prezes Trefla Sopot: Pieniędzy mniej, a optymizm jakby większy…

- Nie mamy żadnych zobowiązań wobec ZUS, czy Skarbu Państwa. Z zawodnikami zawarliśmy porozumienia, które są sukcesywnie spłacane i na koniec września będziemy już na czysto - mówi nam Roman Szczepan Kniter, prezes Trefla Sopot.

[b]

WP SportoweFakty: Czy dla Trefla Sopot przejście procesu licencyjnego jest sukcesem?[/b]

Roman Szczepan Kniter: Uważam, że w świetle sytuacji, którą zastałem w maju, to uczciwie trzeba przyznać, że jest to sukces. Udało się to zrobić dzięki wytężonej pracy ludzi w klubie, ale też pomocy ze strony osób zewnętrznych, wobec których mieliśmy zobowiązania. Musieliśmy zawrzeć z nimi porozumienia, na mocy których te osoby zaakceptowały pewne opóźnienia.
 
Te rozmowy z pewnością do łatwych nie należały?

- To prawda. Osobiście musiałem odbyć wiele trudnych rozmów, aczkolwiek miałem przygotowany wariant rezerwowy i gdyby nie udało się dopiąć negocjacji do samego końca, to i tak otrzymalibyśmy licencję na grę w ekstraklasie. Mielibyśmy po prostu więcej czasu na zawarcie porozumień w drugim terminie. Myślę, że w obecnych realiach każdy klub przyzna, że uzyskanie licencji jest sukcesem. W koszykówce jest niewiele klubów, które żyją "na bogato", wręcz przeciwnie - z tego, co słychać niewiele dopina nawet swoje budżety. Proces licencyjny jest wyzwaniem - mobilizuje do ciężkiej pracy, do zamknięcia pewnych spraw.

W latach ubiegłych miał pan okazję mierzyć się z procesem licencyjnym w siatkówce. Jak pan ocenia taką weryfikację w koszykówce?

- Wydaje mi się, że jest bardziej złożony. Oprócz kwestii rozliczeń z zawodnikami i sztabem trzeba mieć również uporządkowaną sytuację np. z halą sportową. W siatkówce proces jest trochę prostszy i bardziej bazuje na oświadczeniach. W koszykówce oświadczenia są dokładnie weryfikowane, egzekwowane.

Jak pan oceni pierwsze cztery miesiące w klubie? To jest dokładnie to, czego się pan spodziewał?

- Uczciwie powiem, iż myślałem, że sytuacja jest nieco lepsza. Mam taką naturę, że jak się za coś zabieram, to staram się dokładnie wszystko sprawdzić – sprawy mniejszego i większego ryzyka. Pierwsze półtora miesiąca to było właśnie takie odkrywanie rzeczy, które są w różnych miejscach. Na szczęście wszystko udało się raczej "połapać", ale to nie jest tylko moja praca.

Czyja to jeszcze zasługa w takim razie?

- Kiedyś pojawiały się takie głosy, że w klubie pracuje za mało osób. Moim zdaniem ludzi w klubie jest pod dostatkiem. Wystarczyło po prostu odpowiednio podzielić kompetencje. Mam taką filozofię, że jeśli ktoś jest pewny danej decyzji i umie się z niej wytłumaczyć, to ma ją podjąć samodzielnie. Nie czekać na mnie. Tylko wówczas będziemy sprawnie szli do przodu, a zarazem grono ludzi "ciągnących" klub do przodu rośnie.

Dużo "trupów" wypadło z szafy?

- Nie demonizujmy tej sytuacji. Warto pamiętać, że ja od przeszło dwóch lat byłem w radzie nadzorczej klubu i doskonale wiedziałem, jaka jest ogólna sytuacja. Później musiałem wejść w szczegóły - czytać kontrakty, odbyć trochę ważnych spotkań. Nie miałem wiedzy operacyjnej.

[b]

Trzeba było spłacać kontrakty z dawnych lat?[/b]

- Nie. Zobowiązania dotyczyły tylko minionego sezonu.
 
Trefl Sopot w tym sezonie nie chce już "żyć ponad stan"?

- Takie jest założenie i tak jest skonstruowany budżet, chociaż na konferencji prasowej mówiłem, że na ten sezon mamy jeszcze około 10 procent deficytu. Musimy uzbierać taką kwotę od sponsorów, aby wszystko zbilansować, ale zakładam, że taka kwota jest w naszym zasięgu. Mogę powiedzieć, że finanse klubu są w pełni pod kontrolą.

To prawda, że w klubie jest przeprowadzany audyt finansowy przez zewnętrzną firmę?

- Tak, to prawda, trwa obecnie audyt finansowy po zakończonym roku finansowego, standardowy dla spółki akcyjnej. Dla nas jest to forma dodatkowej weryfikacji. Na szczęście możemy z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie mamy żadnych zobowiązań wobec ZUS, czy Skarbu Państwa. Z zawodnikami zawarliśmy porozumienia, które są sukcesywnie spłacane i na koniec września będziemy już na czysto. Ostatnio nawet ktoś ze środowiska do mnie zadzwonił i powiedział, że o uporządkowanych sprawach w naszym klubie już mówi się na tzw. mieście - nie jesteśmy jeszcze idealni, ale wracamy do standardów, które przez wiele lat były wizytówką sopockiego klubu.

Odszedł od was jeden ze strategicznych sponsorów - grupa Lotos. Jaki ma to wpływ na wasz budżet?

- Z tak silnym sponsorem głównym sytuacja byłaby znacznie bardziej komfortowa, ale musimy radzić sobie z tym, co jest. Grupa Lotos już rok temu nie ukrywała, że przymierza się do takiej decyzji, więc nie byliśmy zaskoczeni. Do ostatniej chwili prowadziliśmy negocjacje, ale musimy szanować to, że każde przedsiębiorstwo ma swoją wizję uprawiania polityki sponsoringowej. Z pokorą przyjęliśmy decyzję Lotosu, ale staramy się jednocześnie nakłonić grupę do wsparcia naszych grup młodzieżowych. Wierzę, że Lotos pozostanie z nami, choć na pewno w innej formule.

Ktoś za Lotos?

- Nie jest łatwo pozyskać nowego, dużego sponsora. Prowadzimy rozmowy z potencjalnymi partnerami i wierzę, że w dłuższej perspektywie zakończymy je sukcesem. W tej sytuacji bardzo ważne, aby pamiętać, ze cały czas mamy Trefl SA, miasto Sopot, Port Lotniczny, GPEC i kilka innych firm, które nas wspierają. Pomaga nam również przeszło 60 firm skupionych w Stowarzyszeniu Trefl Pomorze. Na tym buduję swój optymizm i wierzę, że projekt Trefl Sopot w dłuższym horyzoncie czasu da nam jeszcze wiele sportowych emocji.

Rozmawiał Karol Wasiek

Mazur: walka Adamka jak starcie ferrari z maluchem