[b]
Karol Wasiek: Kiedy po raz pierwszy pojawiła się oferta ze strony King Wilków Morskich Szczecin?
[/b]
Marek Łukomski: Pierwsze rozmowy z Wilkami Morskimi Szczecin odbyłem jeszcze rok temu. Wówczas trener Koziorowicz chciał mnie ściągnąć do zespołu na swojego asystenta, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnym roku, to było w trakcie play-offów, zadzwonił prezes Król i zapytał, czy byłbym zainteresowany posadą pierwszego trenera.
Jaka była odpowiedź Marka Łukomskiego?
- Pozytywna. Działacze klubu ze Szczecina przyjechali na drugi mecz półfinałowy do Zielonej Góry. Tam porozmawialiśmy chwilę, ale jasno zadeklarowałem, że nie dam ostatecznej odpowiedzi już teraz, ponieważ byłbym nie-fair wobec mojego ówczesnego pracodawcy - Rosy Radom. Chciałem dokończyć coś, co zaczęliśmy wspólnie z trenerem Kamińskim. Poza tym nie chciałem sobie głowy zawracać sprawami kontraktowymi na nowy sezon, skoro play-offy jeszcze trwały. Dałem sygnał pozytywny działaczom, ale poprosiłem, abyśmy dokończyli rozmowy po zakończeniu rozgrywek.
[ad=rectangle]
Czy sama propozycja była zaskoczeniem?
- Zdawałem sobie sprawę, ze pobyt w Rosie nie będzie trwał wiecznie, bo ja od zawsze chciałem rozpocząć swój własny rozdział. Nie ukrywam, że chciałem pójść w ślady mojego ojca, który 30 lat temu prowadził Pogoń Szczecin. Teraz dostałem szansę i ludzie w Szczecinie mówią, że historia zatoczyło koło.
Sześć lat spędził pan w Rosie Radom. Pracował pan z trzema różnymi szkoleniowcami. Dużo się pan od nich nauczył?
- Pracowałem z Piotrem Ignatowiczem, Mariuszem Karolem i Wojciechem Kamińskim. Starałem się pochłonąć od nich to, co jest najlepsze. Każdy człowiek ma swoje zalety i wady. Kwestią tego, czy będę umiał to wykorzystać będąc pierwszym trenerem. Wszyscy uczymy się całe życie i to nie jest tak, że ktoś coś ci powie i od razu to wykonasz. Tak to nie działa. Trzeba umiejętności wdrożyć to w życie. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w King Wilkach Morskich Szczecin.
Wojciech Kamiński mówi o panu, że wykonał pan skok na głęboką wodę. Pan się z tym zgadza?
- Byłem gotowy do tego, aby kiedyś podjąć pracę pierwszego trenera. Taki był mój cel. Nadarzyła się teraz okazja. Oczywiście jest to duży przeskok i na pewno jest pewne ryzyko, że się nie uda. Podejrzewam, że mógłbym być dalej asystentem w Rosie Radom, bo wykonywałem swoją pracę na 120 procent. Do odważnych świat należy i jakbym nie spróbował, to mógłbym być uznany za człowieka, który wymięka w takich sytuacjach. Jestem optymistycznie nastawiony do pracy w King Wilkach Morskich Szczecin. Jestem wychowankiem tego klubu i zrobię wszystko, aby drużyna prezentowała się na parkiecie bardzo przyzwoicie.
Cel to play-offy?
- Warto wspomnieć o tym, że w Szczecinie play-offów w najwyższej klasie rozgrywkowej nie było od 20-25 lat. Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie trudne zadanie. Chcę, aby w Szczecinie koszykówka była na wyższym poziomie, niż tylko 13-16 miejsce. Nie ukrywam, że naszym celem podstawowym jest zrobienie play-offów.
Ostatni sezon w wykonaniu King Wilków Morskich Szczecin był tragiczny. Wydaje się, że gorzej już grać nie można. Szansa na odbudowę i poprawę morale jest spore...
- Chcemy być w play-offach, ale poza nami ten cel chce osiągnąć sporo zespołów. Miejsc jest tylko osiem i walka będzie trwała od pierwszej do ostatniej kolejki.
Debiutuje pan w rozgrywkach TBL. Jaką filozofię trenerską pan wyznaje? Czego możemy oczekiwać po Wilkach Morskich Szczecin?
- Ten zespół ma grać szybko i agresywnie. Sporo punktów mamy zdobywać z kontrataku, a to wszystko ma być poparte solidną defensywą. Chce wdrożyć moją filozofię trenerską od pierwszego treningu. Zależy mi na zachowaniu balansu pomiędzy tymi dwoma elementami. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś będzie przekładał własne statystyki nad dobro zespołu. Wówczas taki zawodnik będzie miał kłopoty, bo mam tutaj w Szczecinie pełne poparcie prezesa. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej.