Idziemy w kierunku play-off - wywiad ze Sławomirem Erwińskim, prezesem Polfarmexu Kutno

- Zgrzeszyłbym jednak gdybym powiedział, że jak na pierwszy rok grania w ekstraklasie to zagraliśmy poniżej oczekiwań - podsumowuje sezon 2014/2015 prezes Polfarmexu Kutno, Sławomir Erwiński.

Michał Fałkowski: W jakim nastroju jest pan po sezonie?

Sławomir Erwiński: Bardzo dobrym.

I żadnego niedosytu pan nie czuje?

- Może trochę lekki... Wie pan, mam poczucie, że gdyby nie kontuzja Kwamaina Mitchella pod koniec sezonu, to mogłoby to wszystko skończyć się inaczej, mam na myśli "lepiej". Zgrzeszyłbym jednak gdybym powiedział, że jak na pierwszy rok grania w ekstraklasie to zagraliśmy poniżej oczekiwań. Przeciwnie.
[ad=rectangle]
Mieliście bardzo mocne uderzenie na rozpoczęcie sezonu. Myślę, że wówczas Kutno uwierzyło, że play-off jest naprawdę realne.

- Podstawą było trafienie obcokrajowców. Gdy oni już zaaklimatyzowali się w naszym mieście, w nowym otoczeniu, było nam o wiele łatwiej. Kwamain Mitchell szybko odnalazł się jako lider, ale Patrik Auda miał na początku kontuzję i potrzebował trochę czasu, żeby złapać właściwy rytm. Kevin Johnson z kolei rozkręcał się powoli z meczu na mecz. Gdy już jednak ta trójka zaczęła grać równo, wyglądało to naprawdę nieźle.

Zapytam przekornie - czy play-off to było Polfarmexowi potrzebne w tym pierwszym sezonie w ekstraklasie?

- Oczywiście, a dlaczego nie?

Dzisiaj jesteście w sytuacji idealnej, bo wspinacie się po drabinie stopniowo. Rok temu nie mieliście konkretnie sprecyzowanego celu, a każdy wynik był sukcesem. Z tej perspektywy w rozgrywkach 2015/2016 możecie zapowiadać szturm na play-off. Gdybyście natomiast już rok temu osiągnęli najlepszą ósemkę, dzisiaj mówilibyśmy o niej jako o czymś oczywistym.

- Nie zamierzamy bawić się żadne kunktatorstwo, bo nie czujemy się gorsi np. od Asseco Gdynia czy Trefla Sopot. Uważam, że żeby zagrać w play-off zabrakło nam jednego elementu: zdrowego Kwamaina Mitchella, ale to moje prywatne zdanie i ktoś może mieć inne.

Gdybyśmy rok temu awansowali do play-off, chcielibyśmy w nim pozostać. Ale to, że nie zagraliśmy w najlepszej ósemce rok temu nic nie zmienia. W tej chwili budujemy zespół, któremu tuż przed rozpoczęciem sezonu powiem: "panowie, gramy o play-off". Uważam, że to naturalna kolej rzeczy. Skoro miasto się rozwija, buduje nam halę, to my nie możemy stać w miejscu. I choć oczywiście zarząd nie musi poprzeć mojego myślenia, ja twierdzę, że musimy iść dalej. Musimy iść i idziemy w kierunku play-off.

Trener Jarosław Krysiewicz zawsze powtarza, że gra o mistrzostwo...

- Bo w pewnym sensie tak jest i my to podejście trenera bardzo cenimy. Podobnie zresztą myśli pan Mieczysław Wośko, czyli nasz główny sponsor.

Jeszcze jedną rzecz chciałbym dodać. Proszę zwrócić uwagę na to jakie ruchy wykonaliśmy w styczniu. Zatrudniliśmy Kevina Fletchera i Kamila Łączyńskiego. Po co? Z dwóch powodów. Żeby jeszcze mocniej włączyć się w walkę o play-off oraz żeby wysłać sygnał w Polskę, że nie zadowalamy się tylko tym, że gdzieś tam oscylujemy na granicy play-off, ale chcemy sięgnąć po ten cel. Przecież równie dobrze mogliśmy powiedzieć: "w porządku, wszystko jest ok. To nasz pierwszy sezon, nie ma co działać na siłę". Tym bardziej, że przed sezonem mówiliśmy nieoficjalnie o 11. miejscu. Że ono byłoby małym sukcesem.

Dzisiaj żadnego z tych graczy nie ma jednak w zespole.

- Tak, ale na tamten moment liczyliśmy, że bardzo nam pomogą. Okazało się niestety, że Kevin musi kończyć karierę na nieco niższym poziomie, niż polska ekstraklasa, a Kamil niestety nie wpasował się w zespół. Nie do końca też mógł u nas rozwinąć skrzydła.

Kibice Polfarmexu Kutno podczas meczu wyjazdowego w Toruniu
Kibice Polfarmexu Kutno podczas meczu wyjazdowego w Toruniu

Gdyby pan mógł zmienić tę decyzję, zmieniłby pan ją?

- Tak. Uważam, że na tamten moment powinniśmy zatrudnić - jeśli już kogokolwiek - jakiegoś strzelca. A tak mieliśmy trzy jedynki i musieliśmy kombinować: a to Mitchell przeszedł na dwójkę, a to "Łączka". To niestety nie wypaliło.

Coś jeszcze by pan zmienił?

- Wie pan, ja staram się nigdy nie wpływać na sztab trenerski. To nie moja rola, bo też nie mam takiej wiedzy, mogę opierać się raczej o intuicję. Niemniej, we wrześniu pomyślałem sobie po raz pierwszy, że Michal Batka to nie jest człowiek do naszego zespołu. I dzisiaj mogę się tylko zastanawiać co by było, gdybyśmy rozstali się szybciej. Może odblokowałby się Kuba Dłuski? Może inaczej grałby Mateusz Bartosz?

Wróćmy do Kamila Łączyńskiego. Zawodnik powiedział tak: "nigdy nie zdecydowałbym się na przejście do tego klubu w trakcie rozgrywek, wiedząc, że spędzę tutaj tylko trzy miesiące".

- Cóż, z dzisiejszej perspektywy widać, że na tamten moment bardziej potrzebowaliśmy strzelca, niż playmakera, ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Ogółem, ściągnęliśmy przed sezonem różnych graczy, polskich i zagranicznych, i większość z nich spełniła nasze oczekiwania. Niemożliwością jest jednak, by spełnili je wszyscy. A sam Kamil oraz jego agent podpisali przecież kontrakt, w którym widniał zapis o opcji nieprzedłużenia umowy. Mogliśmy z tego skorzystać lub nie. Uznaliśmy, że skorzystamy. Kamil to świetna jedynka, na warunki polskiej ekstraklasy bardzo dobry zawodnik, ale życzymy mu powodzenia w innym klubie.

Czy trener Jarosław Krysiewicz oraz jego sztab mają taki sam kredyt zaufania jak przed rokiem?

- Zarówno ja, jak i cały zarząd, oceniamy pracę naszego sztabu szkoleniowego wysoko. I nie tylko mam tutaj na myśli headcoacha Jarosława Krysiewicza, ale również dwójkę jego asystentów. Wojciech Walich to młody, perspektywiczny trener, który nieustannie się rozwija, a Krzysztof Szablowski to nasz strzał w dziesiątkę. On nie tylko pełni funkcję asystenta, ale również pomaga nam pod względem organizacji i scoutingu rynku i warunkach tych wszystkich swoich obowiązków sprawdza się znakomicie.

Ucieka pan od odpowiedzi.

- Nie jestem zwolennikiem zmian w trakcie sezonu. Uważam, że sukces przynosi tylko cierpliwa praca, a nie zmiany robione na szybko, pod wpływem emocji. Dlatego tak mocno stawiamy na kontynuację pracy ze sztabem, dlatego przedłużamy kontrakty z kilkoma zawodnikami, żeby stopniowo realizować zadania, które sobie stawiamy. Ponadto, w przeszłości wielokrotnie utwierdzałem się w przekonaniu, że zmiany robione w trakcie rozgrywek często, nie zawsze, ale jednak często nie przynoszą jakiejś diametralnej różnicy.

Ostatnia kolejka sezonu zasadniczego. Polfarmex przegrywa z Polskim Cukrem. A gdyby Trefl przegrał w Lublinie...

- Wiem o co chce pan zapytać (śmiech). Cóż, myślę, że zawodnicy nie wytrzymali napięcia, a dodatkowo, gdy w połowie meczu dowiedzieli się, że Trefl wysoko prowadzi w Lublinie, to zeszło z nich powietrze. Przyznam jednak, że gdyby to Toruń, po wygranej nad nami, i przy jednoczesnej porażce Trefla, awansował do play-off naszym i sopocian kosztem, nie podszedłbym do tego tak spokojnie. Ale ogółem mogę powiedzieć, że mieliśmy naprawdę bardzo dobry, debiutancki sezon.

Źródło artykułu: