Jure Lalić w niedzielę na parkiecie spędził niecałe 19 minut. W tym czasie zdołał zdobyć 12 punktów (3/6 za dwa, 6/7 za jeden), dokładając do swojego dorobku cztery zbiórki i jedną asystę. Było to dla niego najlepsze spotkanie w obecnych play-offach.
[ad=rectangle]
Działacze zielonogórskiego Stelmetu wraz ze sztabem szkoleniowym długo czekali na taką postawę Lalicia, który pod koniec stycznia do Zielonej Góry przychodził z Cibony Zagrzeb. Niektórzy nawet poddawali w wątpliwość transfer chorwackiego środkowego, ale władze klubu za każdym razem stawały w obronie zawodnika.
- To jest zawodnik, który był brany do klubu według konkretnego klucza, zadania. To jest zmiennik Adama Hrycaniuka i w takich parametrach tego od niego oczekiwaliśmy. Był moment kiedy musiał on nadrobić zaległości, z którymi przyjechał do nas. Jure musiał się też przestawić na nieco inny styl gry. Widać jednak, że powoli zaczyna łapać swój rytm - mówił jakiś czas temu na naszych łamach Janusz Jasiński, właściciel klubu.
W piątym spotkaniu finałowym zawodnik udowodnił, że stać go na grę na wysokim poziomie po obu stronach parkietu. W defensywie twardo walczył z Kyryło Natiażko, który nie zrobił za dużo krzywdy zielonogórskiej drużynie.
W ofensywie z kolei umiejętnie stawiał zasłony niskim zawodnikom, po których w błyskawiczny sposób przemieszczał się pod kosz. Podania od swoich kolegów zamieniał na punkty bądź był faulowany. Na linii rzutów wolnych był niemal bezbłędny (6/7).
Nie ma co ukrywać, że dobra gra Lalicia jest z pewnością wartością dodaną dla drużyny z Zielonej Góry, która już we wtorek może zapewnić sobie drugie mistrzostwo Polski w historii.