Michał Fałkowski: Znowu na wschód od finałów, część 3

Przemysław Zamojski - zgodnie z przewidywaniami - zagrał kapitalne spotkanie, ale nie wystarczyło to do zwycięstwa. Antybohater Stelmetu, Aaron Cel nie zasłużył jednak na tak mocną krytykę.

"Stąd liczę, że trener Saso Filipovski znajdzie sposób, by uruchomić kogoś, kto wbije kilka gwoździ w nieszczególnie szczelną defensywę PGE Turowa. I pisząc te słowa, już wiem, że w sobotni wieczór będę z wielką uwagą przyglądał się Przemysławowi Zamojskiemu" - napisałem w poprzednim tekście i w sobotę z wielką aprobatą obserwowałem, jak killer z Zielonej Góry swoim charakterystycznym, płaskim do granic możliwości rzutem momentami rozbija w pył defensywę PGE Turowa.
[ad=rectangle]
Zamojski był naprawdę skoncentrowany i od początku imponował pewnością w grze. Nie bez przyczyny mówi się, że Polak ma psychikę twardą niczym stal. Przecież ktoś, kto oglądał tylko drugi mecz finałowy, nigdy by nie stwierdził, że shooter Stelmetu w pierwszym starciu zagrał na 2/7 z gry. W sobotę było 7/13, w tym 3/6 zza łuku, łącznie 22 punkty, cztery zbiórki i trzy asysty.

***

Problem w tym, że pomimo skutecznej postawy 29-latka, Stelmet nie wywiózł z przygranicznego miasta zwycięstwa. Jednocześnie, winą za owe okoliczności obarczono Aarona Cela, któremu piłka wyślizgnęła się w kuriozalny sposób z rąk w kluczowej akcji spotkania.

Absolutnie nie zgadzam się z wielką falą krytyki, która wylała się na Cela po tym zagraniu. Owszem, reprezentant Polski jest antybohaterem meczu, ale deprecjonowanie jego całej pracy i wielkiego wysiłku z pierwszego spotkania, a także z wcześniejszych etapów (dwie minuty przed feralną akcją Cel trafił bardzo ważną trójkę i wyprowadził zielonogórzan na prowadzenie 73:72) drugiego pojedynku jest nie do przyjęcia.

Tym bardziej, że dotychczas Cel rozgrywał naprawdę dobrą serię (lepszą niż przed rokiem), a kto wie czy przez ten błąd i przez poczucie winy, Stelmet nie stracił właśnie bardzo ważnego gracza, nazwijmy to umownie, będącego gdzieś między pierwszym a drugim planem. Gracza, który doskonale wykorzystywał fakt, iż oczy defensywy zgorzelczan skupione są na Łukaszu Koszarku czy Quintonie Hosley'u.

Aaron Cel został uznany antybohaterem drugiego meczu finału play-off
Aaron Cel został uznany antybohaterem drugiego meczu finału play-off

***

Z drugiej strony, trzeba jednak pamiętać o konsekwencjach, jakie mogą czekać Stelmet. 12 lat temu, jeszcze przed wieloletnią hegemonią Prokomu Trefla, drużyna z Sopotu mierzyła się z Anwilem Włocławek w finale play-off i przy stanie 3:2 dla włocławian, przy wyniku 82:82 w meczu numer sześć, na sekundę przed końcem, miała piłkę za linią boczną.

Josip Vranković idealnie podał nad obroną Anwilu i serią zasłon kilku graczy Prokomu Trefla do wyskakującego na alley-oop Joe McNaulla, lecz Amerykaninowi piłka... wyślizgnęła się z rąk. Gdyby trafił z odległości kilkudziesięciu centymetrów, doprowadziłby do remisu a mecz numer siedem byłby rozgrywany w Sopocie. Center sopocian nie chwycił dobrze piłki, natomiast w dogrywce Anwil był skuteczniejszy i sięgnął po złoto.

Oczywiście, okoliczności obu "mokrych rąk" są inne, a Stelmet nadal ma szansę na zwycięstwo w tej serii.

***

Z jeszcze innej strony, po dwóch wygranych PGE Turowa trudno wyobrazić sobie sytuację, w której zgorzelczanie mieliby wypuścić obronę tytułu z rąk. Zespół Miodraga Rajkovicia gra na to po prostu za... Mardy basket... A dwa zwycięstwa u siebie jeszcze bardziej scementowały bardzo mocną i tak sferę mentalną mistrza.

Stelmet naprawdę dokonywał cudów. W pierwszym meczu doprowadził do remisu, choć przegrywał już 46:62. W drugim miał piłkę na wygraną, ale przecież wcześniej również odrobił kilkunastopunktową stratę (60:47). I w obu przypadkach, po wielkim wysiłku włożonym w oba pojedynki, zawodnicy Filipovskiego musieli zejść z parkietu na tarczy.

Psychicznie zdołowani, fizycznie bardziej zmęczeni (Słoweniec rotuje dziewiątką, Serb dziesiątką)... Dodatkowo, nie wiadomo jak na swój błąd zareaguje wspomniany Cel. Czy udźwignie ciężar sytuacji czy jednak w kolejnym meczu schowa się za plecy swoich kolegów (dla dobra finału - oby to pierwsze).

***

Na ostatniej konferencji prasowej trener Rajković powiedział, że w najbliższym czasie skupi się przede wszystkim na odświeżeniu swoich graczy. Serb doskonale wie, że niekoniecznie taktyka, ale inne elementy będą teraz kluczowe, np. wprowadzenie do gry i uruchomienie rezerwowych, czyli zaskoczenie rywala. Dolary przeciw orzechom, że tak samo myśli Filipovski, lecz problem w tym, iż asów w rękawie - wydaje się - ma zdecydowanie mniej, niż jego oponent.

Komentarze (2)
avatar
alias Z-G
2.06.2015
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nie ma w tym winy Aarona i taka jest prawda. Wszyscy łącznie z trenerem to powtarzają zabrakło kilku punktów przed tym rzutem. Co do finałów uważam że piłka nadal jest w grze Tury wykorzystały Czytaj całość
avatar
marzami
2.06.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nikt na Aaronie psów nie wieszał......, nadal w niego wierzymy:)))