Przed meczem z Asseco Gdynia dużo mówiło się o tym, że ewentualne zwycięstwo dałoby torunianom dobrą sytuację przed decydującą fazą sezonu zasadniczego. Ten fakt nieco usztywnił gospodarzy, którzy bardzo słabo rozpoczęli piątkowe zawody.
- Nie powiedziałbym, że presja nas w tym meczu zjadła. Jestem przekonany, że sobie z nią poradziliśmy. Wiadomo, że gdzieś to tam siedziało w naszych głowach, ale myślę, że inne czynniki o tym zadecydowały. Po prostu zagraliśmy bardzo słabe zawody w pierwszej połowie. To były fatalne 20 minut z naszej strony... - przyznaje William Franklin, rozgrywający Polskiego Cukru Toruń.
[ad=rectangle]
W ostatnich czterech minutach pierwszej połowy torunianie nie potrafili zdobyć choćby jednego punktu, a ich skuteczność po dwóch odsłonach gry spadła do... 19 procent!
- Pierwsza połowa była dramatyczna. Nie realizowaliśmy założeń taktycznych i goście całkowicie zasłużenie objęli tak wysokie prowadzenie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Grali lepiej od nas - mówi Franklin.
W drugiej połowie prowadzenie Asseco wzrosło do 20 punktów, ale w decydujących fragmentach meczu w szeregi gości wkradło się rozkojarzenie, a gospodarze z kolei nagle dostali wigoru. Do kosza wpadało im dosłownie wszystko, aż w końcu torunianie zbliżyli się do rywala na trzy punkty!
- Zaczęliśmy grać jak zespół, ale niestety zabrakło nam czasu, aby w pełni odrobić straty. Za późno wzięliśmy się do pracy i zasłużenie przegraliśmy ten mecz - ocenia zawodnik.
W 25. kolejce torunianie na wyjeździe zmierzą się z ekipą Wilków Morskich Szczecin. Zwycięstwo przedłuży szanse Polskiego Cukru na awans do play-offów. - Wciąż mocno wierzymy w to, że znajdziemy się w gronie zespołów, które zagrają w play-offach. Chcemy wygrywać wszystkie mecze i nie oglądać się na innych - zaznacza Franklin.