Maluchem przez Atlantyk - rozmowa z Elmedinem Omaniciem, trenerem Energi Toruń

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Wisła Can-Pack Kraków to najlepszy zespół TBLK. Jednak nie jest on poza zasięgiem. Uważam, że można ją pokonać w jednym lub nawet większej liczbie meczów - mówi Elmedin Omanić, trener Energi Toruń.

Łukasz Łukaszewski: Zaczynamy fazę play-off. Rundę zasadniczą prowadzony przez pana zespół zakończył na trzecim miejscu. Czy jest to dobry wynik?

Elmedin Omanić: Wszyscy dziennikarze zadają mi to samo pytanie. Jest kilka ciekawych drużyn w Tauron Basket Lidze Kobiet. Wisła Can-Pack Kraków to z pewnością najlepszy zespół. Jednak nie jest on poza zasięgiem. Uważam, ze można go pokonać w jednym, dwóch, czy nawet większej liczbie meczów. Krakowska drużyna to zdecydowany faworyt do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Nie wiem, co musiałoby się stać, aby Wisła nie wygrała ligi. Na pozycjach od drugiej do piątej jest ciekawie. KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski ma trochę słabsze rezerwowe, ale dysponuje porównywalną pierwszą piątką. Mogliśmy zająć drugą pozycje. Powinniśmy wygrać we własnej hali z CCC Polkowice. Jednak trzecie miejsce nie jest złe. [ad=rectangle] Ekipa z Polkowic to jedyny zespół oprócz Wisły Can-Pack Kraków, którego nie byliście w stanie pokonać w tym sezonie. Z czego to wynika? 

- Pierwszy mecz rozegraliśmy po bardzo dalekim wyjeździe do Orenburga. Dlatego było nam ciężko. Natomiast w Toruniu zagraliśmy po prostu bardzo słabo. Nawet w momentach, gdy zaczynaliśmy kontrolować mecz i CCC Polkowice było bardzo blisko nie stanęliśmy na wysokości zadania. Szkoda, przez tę porażkę straciliśmy drugą pozycję na koniec rundy.

Przez długi czas narzekał Pan na zmęczenie związane z łączeniem występów na parkietach ligowych i euroligowych. Ostatecznie zanotowaliście trzy zwycięstwa, to dobry bilans dla Torunia?

- Niektórzy mówili, że będziemy jeździć do Turcji tylko na zakupy. Długo, długo i jeszcze raz powiem długo żadna z drużyn sportów olimpijskich nie zagra na takim poziomie jak my. Trzy zwycięstwa i do tego kilka zaciętych spotkań. W Orenburgu podczas końcowych minut przeszkodzili nam sędziowie. Pięć zwycięstw było w zasięgu. Budżet całego naszego klubu jest porównywalny do pensji kilku zawodniczek. Trochę mniejsze pieniądze od nas miał tylko zespół z Brna. Do reszty ekip nie mogliśmy się porównywać. To jakby chcieć polecieć maluchem przez Atlantyk. Dlatego moim zdaniem trzy zwycięstwa to dobry wynik.

Trzymając się samochodów. Maluch był blisko pięciu zwycięstw. Natomiast auto klasy średniej, mam tu na myśli Wisłę Can-Pack Kraków zanotowało dokładnie tyle wygranych.

- Zespół z Krakowa to też nie jest ta półka, co UMMC Jekaterynburg, czy Fenerbahce Stambuł. Ale Wisła Can-Pack ma już stabilny budżet i cztery koszykarki z WNBA. Po pierwsze bardzo zły jest system grania tylko w dwóch grupach. Klub z Krakowa dysponując trochę słabszym składem niż rywale miał mniejsze szanse na awans. Dużo lepiej grałoby się w czterech grupach. Wtedy jedna lub dwie niespodzianki mogłyby dać awans do czołowej ósemki.

W rozgrywkach Euroligi Kobiet pozostał do rozegrania już tylko turniej finałowy. Fani żeńskiego basketu w Polsce będą raczej ściskać kciuki za Fenerbahce Stambuł z Jackiem Winnickim na ławce i Agnieszką Bibrzycką na boisku. Jak trener oceni ich szanse? 

- Oni mają w tym sezonie bardzo dużo problemów, szczególnie w Eurolidze Kobiet. W zeszłym roku dużo lepiej szło im w sezonie regularnym tych rozgrywek. W swojej lidze są dopiero na trzecim miejscu. Bardzo ciężko będzie im powtórzyć wynik z zeszłego sezonu. Awans do finału będzie sukcesem. Najmocniejsze są ekipy rosyjskie, ale zespół ze Stambułu także ma szanse. Fajnie, że Final Four jest w Pradze. Jeżeli pozwoli mi terminarz polskiej ligi to z chęcią się tam wybiorę.

Wróćmy do Polski. Pierwszy rywal w fazie play-off to Glucose ROW Rybnik. W rundzie zasadniczej we własnej hali męczyliście się z tym rywalem. Natomiast na wyjeździe było dużo łatwiej.   - Nie chcę mówić, że zlekceważyliśmy zespół z Rybnika w pierwszym meczu. Podczas drugiego spotkania byliśmy bardziej skoncentrowani. To już wyglądało bardzo dobrze. Po pierwszej kwarcie mogliśmy powiedzieć, że wygraliśmy mecz. W trzech następnych odsłonach wszystkie zawodniczki grały po równo. Musimy skończyć te serię szybko, w dwóch meczach.

W styczniu zespół przechodził mały kryzys. Wiele osób narzekało szczególnie na początki spotkań w waszym wykonaniu. Czy teraz wyszliście już z dołka?

- Ludzie opowiadają różne rzeczy. Najwięcej mówią Ci, którzy nie znają się na koszykówce. Najważniejsze jest wygrywać mecze. Możemy dobrze zacząć i przegrać. Mieliśmy sytuacje, w których źle wypadaliśmy w trzeciej kwarcie. Były także słabsze końcówki. Trzeba się skoncentrować i grać czterdzieści minut. Nie tylko w pierwszej, czy trzeciej kwarcie. Tylko skupienie przez cały mecz da zwycięstwo w play-off.

[nextpage] Bardzo prawdopodobne jest to, że w półfinale spotkacie się z Artego Bydgoszcz. Do tej serii przystąpicie bez przewagi parkietu. Jest to duża strata?

- Artego Bydgoszcz to świetna drużyna. Tylko oni mogą grać z czterema amerykankami na boisku. To duży plus tego zespołu. Mieliśmy już w swojej historii sytuacje, gdy wygrywaliśmy w Bydgoszczy i potem przegrywaliśmy w Toruniu. Musimy skoncentrować się maksymalnie, aby wygrać u siebie i na wyjeździe. Zobaczymy, czy się uda. Na pewno będzie to bardzo ciekawy półfinał. Mam nadzieję, że nikt nam nie zepsuje tej serii. Bardzo często w polskiej lidze osoby trzecie psują koszykówkę.

Czy te pojedynki bydgosko-toruńskie można nazywać prawdziwymi derbami?

-  To są już prawdziwe derby. Na te spotkania przychodzi najwięcej ludzi. Szkoda, że na pojedynki Euroligi Kobiet nie przychodziło tylu kibiców. Mamy bardzo mało prawdziwych kibiców. Dziękuję im za to, że są z nami zawsze. Nie wiem jak namówić innych. Niektórych zachęcają tylko derby i możliwość pokrzyczenia na Bydgoszcz. Tego nie można porównywać ze sportem. Mam nadzieję, że nasi kibice liczniej przyjdą na finał i będą nas wspierać, aby ugrać wspólnie jak najwięcej. [ad=rectangle] Celem zespołu w tym sezonie jest finał TBLK. Czy ewentualna porażka w półfinale sprawi, że zespół przystąpi do serii o brąz zdemotywowany? 

- Cel można ustalić przed sezonem mając drużynę będącą bardzo blisko tego życzenia. Bardzo późno dowiedzieliśmy się, że zagramy w Eurolidze Kobiet i trochę inaczej zbudowaliśmy zespół. Na początku rozgrywek straciliśmy Jelenę Velinović, która była naszą jedyną typową środkową. Wszystko musi być poukładane, aby osiągnąć cel. Mamy bardzo podobną drużynę do Artego Bydgoszcz i CCC Polkowice. Możemy walczyć o finał. Obojętnie, która z tych ekip zagra o złoto to będzie na to zasługiwać. Nie chcę myśleć o tym, że zabraknie nas w finale. Jeżeli to nam się nie uda trzeba ugrać medal. Jednak zawsze powtarzałem, że drużyna przegrywająca zacięty półfinał słabiej walczy o brązowy krążek.

Przez ostatnie dwa sezony rywalizując z lokalnym rywalem to on był faworytem. Teraz takiej sytuacji nie ma. 

- Artego Bydgoszcz nie jest faworytem starcia z nami. Przez dwa sezony mieliśmy sporo problemów i mimo tego przegrywaliśmy serię w ostatnich pojedynkach. Kaja Darnikowska była pierwszą zmienniczką, natomiast Róża Ratajczak ze słabym więzadłem w kolanie grała po 35-40 minut w spotkaniu. Teraz jest inaczej. Szansę są równe. Co więcej, mamy szerszą ławkę rezerwowych i doświadczenie po meczach Euroligi Kobiet. O zwycięstwie zadecyduje dyspozycja dnia. Jednak najpierw musimy wygrać z Glucose ROW Rybnik.

Zaskoczyło coś Pana w tym sezonie Tauron Basket Ligi Kobiet?

- Trudno mówić o zaskoczeniu. Jeżeli prowadziłbym któregoś z beniaminków to wszyscy oczekiwaliby ode mnie awansu do czołowej czwórki. Jest kilka ekip z trzema Amerykankami, które są na bardzo wysokim poziomie. Do tego trochę niezłych Polek. Liga jest w tym sezonie bardzo ciekawa. Pierwsze pięć ekip jest bardzo równych. Odskakuje od nich in plus tylko Wisła Can-Pack Kraków. Na dalszych pozycjach od 6 do 12 jedynie Basket Gdynia jest młodym i niedoświadczonym zespołem. Ale też gra bardzo fajnie. Nie podoba mi się system ligi męskiej. Wchodząc do ekstraklasy można "wsadzić palec w ucho" i przez trzy lata nic nie robić. To nie ma sensu. Po co grać ligę bez spadków?

Podobno za rok do kobiecej ligi dołączą kolejne dwa zespoły i w tym roku nie będzie żadnych spadków. Jak to wpłynie na rozgrywki?

- Co roku trzeba dodawać po dwie drużyny aż będą 22 ekipy w lidze. Kto to będzie sędziował? Podobno większość trenerów i klubów boi się mówić o tym głośno, ale chce wrócić do duetów sędziowskich zamiast trójek w lidze kobiecej. Czternaście ekip w lidze kobiet, szesnaście w lidze męskiej to dużo. W poważnych spotkaniach żeńskiej ligi sędziuje teraz jeden bardzo dobry sędzia, drugi średni oraz trzeci młody, który musi się uczyć. Oprócz problemu z sędziowaniem może pojawić się taki z ustaleniem terminarza.

Sam wspomniał Pan o sędziowaniu. Często narzeka trener na polskich arbitrów. Jak wypadają oni na tle tych z Euroligi Kobiet?

- Często spotkania sędziowały nam kobiety i szczerze powiedziawszy to nie jest poziom męskich arbitrów. Zdarzają się świetne sędziny, jedna z nich była chociażby w Brnie. To naprawdę wysoki poziom. W pierwszych kilku meczach Euroligi Kobiet dostałem tylko jedno ostrzeżenie. Mogłem sporo porozmawiać. W polskiej lidze także czasem mogę dyskutować z arbitrami. Ostatnie kilka spotkań kończyło się miłymi rozmowami z sędziami, którzy mówili o dobrym prowadzeniu meczu. Nie jestem wrogiem sędziów. W byłej Jugosławii czasem na meczach był taki kontroler, który przychodził na spotkanie i oglądał mecz. Nikt o tym nie wiedział, czasem takie oceny różniły się znacząco od komisarskich. To bardzo fajny pomysł. Chciałbym też wiedzieć, kto sędziuje mecz i być przygotowanym szybciej na danego arbitra.

Źródło artykułu: