- Gratuluję Stelmetowi osiągnięcia tego trofeum. Widać, że trener Saso Filipovski wykonuje tam bardzo dobrą robotę - podkreślił po zakończeniu finałowego spotkania Wojciech Kamiński, opiekun Rosy Radom. Jego podopieczni do przerwy grali fantastycznie po obu stronach parkietu i prowadzili 43:35. Wydawało się, że radomianie sprawią sensację i z Gdyni wywiozą Puchar Polski. Tak się jednak nie stało... Dlaczego? Trener Kamiński na konferencji nie przebierał w słowach na temat postawy swoich zawodników w trzeciej kwarcie.
[ad=rectangle]
- Myślę, że zagraliśmy naprawdę nieźle w pierwszej połowie, ale w trzeciej kwarcie zaczęliśmy popełniać skandaliczne błędy. Nie można grać w ten sposób, szczególnie, że rywalizujesz z taką drużyną jak Stelmet Zielona Góra. Wydaje mi się, że trochę nerwy nam puściły, a może za bardzo chcieliśmy? Agresywna obrona zielonogórzan powodowała, że zaczęliśmy popełniać szkolne błędy, traciliśmy błędy... - mówił lekko zdenerwowany opiekun Rosy.
Zielonogórzanie wyciągnęli jednak wnioski w przerwie i od początku trzeciej kwarty zaczęli grać zdecydowanie lepiej. Kluczowa okazała się obrona, dzięki której późniejsi zdobywcy pucharu wymusili aż osiem strat Rosy. - Trzecia kwarta zadecydowała o losach tego spotkania - zaznaczył Kamiński.
Przed Rosą kolejne spotkania ligowe. Następne odbędzie się w Lublinie z miejscową Wikaną. Pierwotnie mecz miał odbyć się w sobotę (28 lutego), ale w związku z Meczem Gwiazd Tauron Basket Ligi Kobiet w lubelskiej hali Globus, spotkanie odbędzie się we wtorek (3 marca) o godzinie 19. - Wracamy do Radomia i zaczynamy przygotowania do kolejnego spotkania. Musimy utrzymać dobrą dyspozycję - dodał opiekun Rosy.