W Sopocie w piątkowy wieczór spotkały się dwie ekipy, które ostatnio nie rozpieszczały swoich kibiców zarówno grą, jak i wynikami. Koszykarze Trefla przegrali cztery spotkania z rzędu, natomiast podopieczni trenera Mihailo Uvalina w ostatnich pięciu meczach zaledwie raz mogli cieszyć się z wywalczenia cennych dwóch punktów.
[ad=rectangle]
- Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo ważne spotkanie dla naszego zespołu. Przyjechaliśmy do Sopotu w pełni zmobilizowani. Chcieliśmy udowodnić, że potrafimy grać na dobrym poziomie. I to się nam udało zrobić - podkreśla Radosław Bojko, zawodnik Wilków Morskich Szczecin. 23-letni Polak w starciu z Treflem Sopot w ciągu 14 minut zdobył cztery punkty (w samej końcówce z linii rzutów wolnych zdobył jedno cenne oczko).
Gospodarze bardzo dobrze rozpoczęli piątkowe zawody. Po serii celnych trójek i świetnej grze Rodney'a Greena beniaminek prowadził nawet 31:19, ale wówczas do głosu doszli sopocianie, którzy za sprawą dobrej gry na przerwę schodzili z trzypunktowym prowadzeniem. - Odeszliśmy już na 12 punktów przewagi, a tymczasem Trefl nas dogonił i nawet objął prowadzenie. Wydaje mi się, że w nasze szeregi wkradło się za dużo rozluźnienia. Trefl konsekwentnie to wykorzystywał - zaznacza Bojko.
Praktycznie przez całą drugą część spotkania to Wilki Morskie były kilka punktów przed rywalem, który momentami miał spore problemy i popełniał dużo strat. Szczecinianie mieli już 10 oczek przewagi, ale Trefl znów odrobił część strat i doprowadził do zaciętej końcówki. W niej lepsi okazali się goście.
- Cały mecz był wyrównany. Proszę zobaczyć na fakt, że w czwartej kwarcie odeszliśmy na kilkanaście punktów, a i tak była bardzo nerwowa końcówka. Spotkanie było zacięte do samego końca. Kluczem do wygranej było to, że zachowaliśmy zimną krew w końcówce - uważa gracz Wilków Morskich Szczecin.