W sobotni wieczór Polski Cukier minimalnie przegrał z Rosą, nie ustępując rywalowi nawet na krok. - To był bardzo zacięty, wyrównany mecz - przyznał po zakończeniu spotkania trener przyjezdnych. Była to dwunasta porażka prowadzonej przez Serba drużyny w siedemnastu rozegranych do tej pory kolejkach.
[ad=rectangle]
Już początkowe 10 minut zapowiadało ciekawe zawody. Torunianie wygrali bowiem premierową kwartę 21:20. W drugiej ich moment dekoncentracji wykorzystali gospodarze, prowadząc przy zejściu do szatni 44:36. Jak się później okazało, ta przewaga wystarczyła radomianom do tego, aby pokonać beniaminka.
- Pozwoliliśmy Rosie po pierwszej kwarcie narzucić jej rytm, jej tempo grania. Mieliśmy z tym duży problem, nie potrafiliśmy ich z tego wybić. Przygotowaliśmy bardzo dobre kombinacje, byliśmy gotowi na obronę strefową, ale zbyt długo mieliśmy z nią problem, spudłowaliśmy sporo otwartych rzutów - podkreślił Milija Bogicević.
Szkoleniowiec zwrócił uwagę na bardzo dobrą dyspozycję zarówno w ataku, jak i obronie dwóch podkoszowych rywali, Urosa Mirkovicia i Roberta Witki. - Wspaniale zagrał Uros, w pewnym momencie zatrzymał wynik, po chwili dołączył do niego Witka i pozostali zawodnicy - komplementował rywali opiekun Polskiego Cukru.
Szczególne słowa uznania skierował w kierunku Damiana Jeszke, najlepszego strzelca przeciwników, zdobywcy 21 punktów. - Zaskoczeniem jest na pewno postawa Jeszke, który może podziękować Perce za prezent na urodziny, że ten pozwolił zagrać mu taki mecz. Szacunek i gratulacje dla Damiana - skomentował Serb.
Goście kilka razy mieli szanse na "odskoczenie" od Rosy, ale nie potrafili wykorzystać dogodnych okazji. - Nie można wygrać, jeśli rzuca się ze skutecznością tylko na poziomie 20 procent "za trzy" i 63 z linii wolnych. Spudłowaliśmy dużo rzutów w decydujących momentach, gdy mieliśmy te szanse i spotkanie praktycznie w swoich rękach - żałował Bogicević.
5 meczy przegranych w końcówce, które były do wygrania:
Śląsk -4
Wilki -1
Czarni -1
Anwil -2
Rosa -3 Bilans byłby 10-7, a tak po sezonie.