Wislaczki ostatnimi dniami podkreślały jak ważne dla nich jest to starcie. Musiały wygrać, by wciąż liczyć się w walce o cztery czołowe lokaty grupowej hierarchii dające promocję do kolejnej rundy Euroligi. Za sprawą Courtney Vandersloot bardzo dobrze weszły w spotkanie. Amerykanka ciekawie dyrygowała grą zespołu. Sama dodatkowo nie bała się podejmować decyzji rzutowych, co tym razem okazało się właściwe. Wtórowała jej Farhiya Abdi, która jeszcze w 2014 roku poprawne występy przeplatała słabymi. Oczywiście nie obyło się bez pomyłek. Momentami gospodynie zbyt łatwo popełniały błędy lub też nie zbierały pod koszem, lecz generalnie prezentowały zadowalający styl. Przede wszystkim dyktowały tempo czego brakowało przy okazji poprzednich pucharowych konfrontacji.
[ad=rectangle]
Spośród przyjezdnych wyróżniała się doskonale znana kibicom ze stolicy Małopolski Erin Phillips. Australijka tradycyjnie wykorzystywała swoją motorykę i stwarzała realne zagrożenie dawnym koleżankom. Jednak jej obecnym partnerkom nie szło już tak świetnie. Szwankowała skuteczność. Uwidoczniło się to zwłaszcza pod koniec pierwszej kwarty, kiedy podopieczne Stefana Svitka włączyły wyższy bieg. Głównie dzięki Jantel Lavender odskoczyły, a Słowaczki nie odpowiedziały. Efektem tego wynik brzmiał 24:14.
Wypracowana przewaga pozwoliła kontrolować losy rywalizacji. Warto zaznaczyć, że na ławce rezerwowych usiadła wspominana Phillips, zatem przeciwniczki straciły jeden istotny atut. Sporadycznie umieszczały piłkę w obręczy. Jeżeli ta sztuka im się udawała to raczej po kontrach, chociaż i tu nie było reguły. Wysokie dziewczyny przegrywały bezpośrednie pojedynki z podkoszowymi Białej Gwiazdy. Miejscowym pozostawało, więc tylko zwyciężyć. Do przerwy prowadziły 38:25.
Po zmianie stron poziom zawodów chwilowo spadł, ale sztab szkoleniowy mistrzyń Polski zareagował i wkrótce znów nadawały one ton. Umiejętnościami na przemian wykazywały Abdi oraz Lavender, dwie kluczowe postaci Wisły. Szczególnie legitymująca się szwedzkim paszportem skrzydłowa emanowała zaangażowaniem. Można wysuwać drobne zarzuty odnośnie jej indywidualizmu, aczkolwiek tego wieczoru swoją postawą przysporzyła teamowi mnóstwo korzyści. Rywalki nie dawały rady ich powstrzymać.
Przed decydującą batalią różnica dzieląca obie drużyny wyniosła 20 "oczek" w związku z czym kwestia triumfu faworytek publiczności wydawała się niepodważalna. Wystarczyło kontynuować rozpoczęte dzieło.
Wedle przypuszczeń złote medalistki TBLK nie dały się zaskoczyć. Odpowiednio skupiły myśli przy obronie, praktycznie pozbawiając swobody zawodniczki z Koszyc. Notowały do tego przechwyty, po których następował szybki atak. Wśród Dobrych Aniołów pojedynczymi zagraniami popisywała się Magdalena Ziętara, niemniej nie uchroniła kolektywu od porażki. Nadal będzie zamykał on tabelę grupy A i o fazie play off może zapomnieć. Krakowianki zaś trochę podreperowały ogólny bilans. Wypada mieć nadzieję, że w następnych kolejkach również nie zawiodą.
Wisła Can Pack Kraków - Good Angels Koszyce 70:50 (24:14, 14:11, 20:13, 12:12)
Wisła Can Pack: Lavender 20, Abdi 16, Vandersloot 12, Ouvina 6, Żurowska 6, Petronyte 6, Quigley 4.
Good Angels: Langhorne 16, Ziętara 10, Phillips 9, Bar 6, Krivaciević 6, Balintova 2, Mincikova 1.