Nie ma we mnie strachu - wywiad z Jarosławem Krysiewiczem, trenerem Polfarmexu Kutno

- Jestem bardzo spokojny o ten sezon. Nie ma we mnie żadnego strachu, żadnych obaw. Zastanawianie się nad tym, co będzie, nie leży w mojej naturze - mówi Jarosław Krysiewicz, trener Polfarmexu Kutno.

Michał Fałkowski: Jest pan odrobinę zestresowany nadchodzącą ekstraklasą?

Jarosław Krysiewicz: Nie, dlaczego miałbym być? Byłem już trenerem w żeńskiej ekstraklasie, w zespole Tęczy Leszno, pracowałem w 1. lidze męskiej jako pierwszy szkoleniowiec, teraz czas na ekstraklasę mężczyzn. Myślę, że swoją pracą zasłużyłem na to, by wreszcie mieć tę szansę i na pewno nie czuję się z tego powodu zestresowany.
[ad=rectangle]
Zestresowany to może rzeczywiście niezbyt stosowne słowo, więc może inaczej: czy czuje pan jakąś dodatkową odpowiedzialność za tę drużynę? Awansowaliście do ekstraklasy, w Kutnie tworzy się boom na koszykówkę, można teraz dać podstawy pod bardzo ciekawy twór na lata, ale można również nie unieść tego ciężaru...

- Rozumiem do czego pan zmierza, ale ja jestem bardzo spokojny o ten sezon. Nie ma we mnie żadnego strachu, żadnych obaw, bo uważam, że nie ma sensu teraz zastanawiać się nad tym, co będzie jak... To nie leży w mojej naturze. Przez ostatnich kilka lat spokojnie pracowaliśmy, ja i mój asystent Wojciech Walich, nad tym, by Polfarmex Kutno mógł grać w ekstraklasie i to się udało. Swoje obowiązki wykonywaliśmy zawsze sumiennie, pracowaliśmy profesjonalnie i i teraz mamy efekty. I naprawdę mocno wierzymy w zespół, który udało nam się zbudować. W mieście stworzył się fantastyczny klimat dla koszykówki, ale ja jestem naprawdę spokojny. Do ligi podchodzimy z respektem, ale też z wiarą w ciężką pracę i własne umiejętności.

O co Polfarmex Kutno zagra w nadchodzącym sezonie?

- O to, co gra się zawsze - o mistrzostwo. Gramy w rozgrywkach, które noszą nazwę "Mistrzostwa Polski ekstraklasy mężczyzn w sezonie 2014/2015", a więc - gramy o mistrzostwo.

Przepraszam, ale czy to nie trochę naiwne? Nie chodzi mi o deprecjonowanie wartości pana drużyny, bo w sporcie rzeczywiście wszystko jest możliwe, niemniej jednak PGE Turowem czy Stelmetem nie jesteście...

- A co ja mam powiedzieć moim zawodnikom? Że gramy o utrzymanie w lidze bez spadków? Zawsze, odkąd jestem trenerem, czy to w lidze żeńskiej czy męskiej, zawsze mówiłem na inauguracyjnym treningu, gdy zespół stawiał się po raz pierwszy, że celem jest mistrzostwo danej ligi. I nie ma znaczenia jaka jest na to szansa - czy 1, 5 czy 20 procent. Walczyć trzeba o mistrzostwo. Ja tak do tego podchodzę. A czas pokaże jak to będzie.

Rozmawiałem z prezesem Erwińskim, który stwierdził, że gdyby udało się Polfarmexowi wygrać 25 procent meczów, to byłby sukces. To się nie gryzie z pana koncepcją?

- Odkąd pracuję w Kutnie, zarząd klubu zawsze stawiał przed nami jakiś cel minimum. Ale jednocześnie zawsze bywało tak, że my te cele realizowaliśmy z nawiązką. Miała być walka o play-off, a było spokojnie miejsce w play-off, miała być szóstka, a była czwórka i tak dalej, aż do mistrzostwa w ostatnim sezonie. Zawsze udawało nam się nie tylko spełnić oczekiwania, ale je przekroczyć. Niech tak będzie również i w tym sezonie. Skład udało się zbudować na tyle silny, w mojej ocenie, że możemy sprawić niejedną niespodziankę.

Jarosław Krysiewicz poprowadzi Polfarmex w ekstraklasie
Jarosław Krysiewicz poprowadzi Polfarmex w ekstraklasie

Czyli nie odpowie pan na pytanie, które miejsce będzie dla pana satysfakcjonujące?

- Walczymy o zwycięstwo w każdym meczu. Czas pokaże ile uda nam się osiągnąć.

W zespole ma pan trzech obcokrajowców: Kwamaina Mitchella, Patrika Audę i Michala Batkę. To wystarczy?

- To, że udało nam się pozyskać tych trzech zawodników to nasz wielki sukces. I zarazem sfinalizowanie długofalowego procesu. Nie było tak, że zadzwonił do nas jakiś menedżer czy agent, powiedział, że ma takiego czy innego zawodnika i my na to przystaliśmy. Przeciwnie. To my wykonaliśmy wielką pracę, przeczesując rynek agentów i koszykarzy. Rozmawialiśmy z trenerami, którzy znali tych graczy, dyskutowaliśmy np. z trenerem Jerzym Chudeuszem, pracującym wcześniej na Słowacji. Dlatego teraz możemy powiedzieć - jesteśmy pewni, że właśnie takich zawodników chcieliśmy mieć, takich potrzebowaliśmy i takich mamy w składzie.

Wiem, że ich nazwiska znalazły się na waszej liście życzeń jeszcze w czerwcu.

- Dokładnie. Powiem więcej: jeśli chodzi o graczy zagranicznych my tak naprawdę rozmawialiśmy tylko z tą trójką. To znaczy, oczywiście były inne nazwiska, ale konkretne negocjacje prowadziliśmy tylko z Mitchellem, Audą i Batką. To świadczy o tym, że dobrze przeczesaliśmy rynek, wykonaliśmy dobrą pracę scoutingową i teraz możemy być bardzo zadowoleni.
[nextpage]Niemniej trochę ryzykujecie. Batka zagra po raz pierwszy poza Słowacją, Auda jest tuż po studiach, a Mitchell był liderem słabego zespołu i choć notował świetne statystyki, to jednak oddawał prawie 20 rzutów w każdym meczu.

- Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. Batka znalazł się na naszej liście bardzo szybko. Choć ten transfer ogłosiliśmy jako jeden z ostatnich, mogę powiedzieć, że był pierwszym graczem, z którym podpisaliśmy wstępny kontrakt. Bardzo dobrze znał go Krzysztof Szablowski, jeszcze z czasów, gdy pracował we Włocławku. Szybko przekonaliśmy się także co do Audy, tym bardziej po rozmowach z jego amerykańskim trenerem w NCAA oraz trenerem kadry czeskiej. Trochę obawialiśmy się czy podpisze z nami umowę, bo miał oferty z innych lig, niemieckiej, belgijskiej czy holenderskiej, ale ostatecznie się udało. A Mitchell to po prostu świetny strzelec. To, że brał tyle rzutów nie oznacza, że u nas będzie tak samo.
[b]

Można powiedzieć, że szczęście też wam sprzyjało. Wytypować trzech graczy i tych trzech właśnie pozyskać. To nie zdarza się często. Praktycznie w ogóle.[/b]

- Pan powie, że to szczęście, a ja mogę odpowiedzieć, że ciężka praca przy selekcjonowaniu graczy.

Dlatego powiedziałem "też". Udało wam się zatrzymać również niemalże wszystkich Polaków...

- To też efekt naszej pracy, choć trochę innego rodzaju. Polacy, którzy grali u nas wcześniej wiedzieli jak wygląda klub od środka, poznali organizację, klimat zespołu, wiedzieli, że nie ma żadnych problemów finansowych, dlatego chętnie przedłużali umowy.

Nie udało się jednak zatrzymać Huberta Mazura, choć pan chciał by nadal grał w zespole.

- Tak, chciałem. Niestety, prywatne problemy Huberta sprawiły, że musieliśmy się rozstać.

Ubyło jeszcze kilku innych graczy...

- W większości przypadków uznaliśmy, że chcemy kogoś innego, co wynikało przenosin z parkietów 1. ligi do ekstraklasy. Jednak był drugi koszykarz, którego nadal widzieliśmy w zespole. Chodzi mi oczywiście o Dawida Bręka. W jego przypadku o wszystkim zadecydowała kontuzja. Gdybyśmy nadal grali w 1. lidze, to podejrzewam, że czekalibyśmy do połowy września na powrót Dawida do formy i byłby nadal z nami. Ale my będziemy grali w TBL i to już zmienia postać rzeczy. Nie mogliśmy ryzykować. Rozmawiałem z Dawidem i to nie była łatwa rozmowa. Było dużo emocji, ale powiedziałem mu by poszedł do Sokoła Łańcut, wrócił do formy i za rok wrócił do nas. Myślę, że koncept z dwoma polskimi playmakerami, Grzegorzem Grochowskim i Dawidem Brękiem, to nie jest zły pomysł w dalszej perspektywie.

Wracając do tematu budowy zespołu, i mówiąc tak pół-żartem, pół-serio, opowiada pan o Polfarmexie jakby to była kraina mlekiem i miodem płynąca.

- Być może tak to zabrzmiało, ale oczywiście mamy swoje problemy. Każdy klub je ma. Niemniej staramy się je rozwiązywać na bieżąco i jakoś, lepiej lub gorzej, szybciej lub wolniej, ale jednak radzimy sobie z nimi.

Jak przebiega remont hali?

- Byłem ostatnio w hali. Prace remontowe dobiegają powoli do końca. Nowe lampy pod sufitem, nowy parkiet, nowe trybuny za koszami - w hali dzieje się sporo i wszystko zaczyna wyglądać bardzo ciekawie. Oczywiście, ze względu na trwające prace wykończeniowe nie będziemy mogli trenować w naszej hali przez kilkanaście dni, dlatego przed sezonem wyjedziemy na dwa obozy.

Gracie w hali, która jest własnością szkoły podstawowej. Jak poradzicie sobie z treningami porannymi?

- Tak jak dotychczas. Nie było z tym większego problemu, wszak dyrekcja szkoły zawsze szła nam na rękę. Gdyby jednak coś się zmieniło, w Kutnie są inne sale, więc nie widzę problemu.

Rozumiem, że nawet początkowy brak licencji dla Polfarmexu nie zachwiał pana optymizmem?

- Oczywiście, że nie. Byliśmy na to przygotowani. Wiedzieliśmy, że formalne przekształcenie stowarzyszenia w sportową spółkę akcyjną musi potrwać. Liga też o wszystkim wiedziała. Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy nie wyrobić się w czasie, ale licencję dostaniemy. I tak też się stało. Nie było żadnej paniki, świadomość naszej sytuacji mieli również zawodnicy. Było spokojnie. Bo w Kutnie tak naprawdę zawsze, od lat pracujemy bardzo spokojnie. I to daje efekty.

Źródło artykułu: